Nie mogę przestać myśleć o wczorajszym zdarzeniu…
Wychodziłem akurat z centrum handlowego, kiedy przed drzwiami zauważyłem siedzącą na krześle, skuloną kobietę. Łokcie opierała na kolanach a dłoniami zakrywała twarz. Podszedłem do niej, dotknąłem ramienia.
– Dobrze się pani czuje? – zapytałem. – Potrzebuje pani pomocy?
Podniosła głowę, spojrzała na mnie pytająco zapłakanym wzrokiem.
– Potrzebuje pani pomocy? – zapytałem znowu.
– Nie… Córka… Przyjdzie zaraz… Wnuka mi zamordowali… – wyszeptała. Zmroziło mnie.
– Słucham? Co się stało?!
– Zamordowali mi wnuka…
– Jak to? Gdzie? Kiedy?
– Słyszał pan na pewno. Kilka dni temu. Tu. Na dzielnicy.
I wtedy dotarło do mnie, że faktycznie – czytałem o takim zdarzeniu, nawet byłem zdumiony, że w mojej – na pozór spokojnej – dzielnicy znowu dzieją się takie historie.
Wydarzenia rozegrały się 8 sierpnia. Według ustaleń 23-latek i 28-latek mieli zażegnać trwający kilka lat konflikt, ale zamiast tego młodszy dźgnął starszego ostrym szpikulcem. U źródła ich konfliktu miały leżeć wydarzenia sprzed ok. 5 lat. Trzech z czterech młodych mężczyzn będących na miejscu zdarzenia próbowało odciągnąć napastnika od ofiary, ale bezskutecznie. Cała trójka trafiła w ręce policji. Czwarty z nich uciekł i został zatrzymany dzień później.
– A tak! Faktycznie. Słyszałem. Bardzo mi przykro. Współczuję pani. – wycedziłem próbując zebrać myśli. – A pani wnuk był z napastnikami skonfliktowany? Co się w ogóle stało?
– On się z nimi kolegował, ale chyba się o coś pokłócili. I go zadźgali…
Nie mogłem jej nie przytulić. Jakoś tak spontanicznie, z serdecznością. Jakby próbując jej dać trochę wsparcia w tej beznadziejnej, bolesnej sytuacji. Jeszcze porozmawialiśmy chwilę o tym, że w rejonie, gdzie doszło do zabójstwa, zaczęło być bardzo niebezpiecznie. Że po tym jak stanęły tam budynki socjalne, a później zlikwidowano komisariat, pojawiły się szemrane interesy, a po ulicach zaczęli chodzić ludzie uzbrojeni nawet w maczety.
– Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje. Pomodlę się dzisiaj za pani wnuka. – powiedziałem odchodząc.
Nie umiem się znaleźć w obliczu cudzego bólu i rozpaczy. Już od dawna wiem, że w takich sytuacjach słowa nic nie znaczą…
Fot. Trójmiasto.pl