Produkujemy fejki

Choć to nieetyczne, nieeleganckie i często niezgodne z prawem, fejki (z ang. „fake” = „podróbka”) produkuje się po to, żeby zarabiać. W muzyce natomiast podróby służą do manipulacji odbiorcami i podtrzymywania zainteresowania swoją twórczością.

Czy zastanawiałeś się kiedyś drogi Artysto, jak reaguje Twój fan, kiedy uda mu się znaleźć jakiś przypadkiem upubliczniony utwór Twojego autorstwa? Nie? To ja Ci opowiem 😉

Fan w ekstazie szczerzy zęby, a ze szczęścia (że znalazł coś, czego teoretycznie znaleźć nie powinien) niemalże liże monitor. Nie ma w tym niczego niezwykłego, bo przecież najbardziej kusi to, do czego nie mamy dostępu, to, co skrzętnie jest przed nami ukrywane.

Fan z pewnością natychmiast poinformuje o swoim odkryciu swoich znajomych, innych fanów, rozpocznie się konspiracyjna wymiana pozyskanym materiałem, niekończące się niemalże dyskusje i dywagacje w temacie „skąd to jest”. Czy to nie brzmi dobrze?

Powiem więcej – „fejki” muzyczne są bezkarne. Wystarczy skonstruować jakąś zawartość, wrzucić ją na jeden z serwisów typu „wrzuta.pl” i dobrze określić słowa kluczowe materiału. Resztę zrobią „szperacze”.

Co ciekawe, bardzo szybko taki materiał zindeksuje się w wyszukiwarkach sieciowych, a wówczas powędruje do zasobów większości istniejących serwisów z pirackimi plikami. Na to jednak akurat możemy sobie pozwolić, bo przecież „fejk” pełni określoną funkcję, w określonym celu zostaje stworzony.

Często żywotność promocyjna „fejka” jest dużo dłuższa niż założonej promocji medialnej utworu. Często zdarza się, że udało nam się wydać już kolejną płytę, a „fejk” nadal krąży tu i ówdzie. Twoje nazwisko się promuje, a słuchacze mają frajdę. Czy poza całą resztą związaną z logistyką promocyjną, nie o to również chodzi?

Co ważne, masz pełną kontrolę nad tym, co wypuszczasz, ale nie firmujesz tego oficjalnie. Ale niech Ci tylko przypadkiem nawet nie przyjdzie do głowy pisnąć, że zrobiłeś ludziom takiego psikusa, bo konsekwencje będą bardzo przykre.

Jeśli odpowiednio zadbasz o „fejki”, nikt nie będzie w stanie dotrzeć do Ciebie jako inicjatora. Ba, założę się nawet, że słuchacz choć niegłupi, taką bajkę kupi.

Technicznie „fejki” wyglądają różnie. Ponieważ jest to materiał śmieciowy, nie muszą być masteringowane, nie trzeba dbać o detale, ani zadawać sobie trudu, żeby materiał ten miał jakoś specjalnie określony czas. Co wymyślisz w tej materii jest dla Ciebie wartością dodaną.

„Fejki” możemy podzielić na podróbki zwykłe i koncertowe. Te zwykłe brzmią na przykład tak:

Brzmi nieźle, prawda? Tyle tylko, że Sylwia Nowak i Darek Bernatek nigdy się nie spotkali i nigdy razem niczego nie nagrywali… Zauważ jednak, że – ponieważ jest to całkiem niezłe nagranie – za jednym zamachem promują się dwa nazwiska jednocześnie, prowokując dyskusje „ale jak to?”, „niemożliwe”, etc. Osobiście uważam, że jest to sympatyczne.

W przypadku „fejków” zwykłych należy jednak uważać. Ponieważ z reguły są one tworzone w oparciu o istniejące, zgłoszone do OZZ pod ochronę utwory, nie jest wykluczone, że któraś z organizacji postanowi bronić praw Artysty… Czy nie brzmi to nieco paranoidalnie?

Co do nagrań z koncertów, a tym bardziej „fejków” koncertowych, nikt się raczej ich nie czepia. W końcu nie jest niczym niezwykłym, że pierwsza lepsza Ania, czy pierwszy lepszy Kazik nagrają sobie fragment koncertu i pochwalą się nim w internecie. Tyle tylko, że czasem – zwłaszcza – młodzi i niedoświadczeni Artyści koncertów nie grają. A jeśli nawet, to często nawet nie myślą, żeby fragmenty koncertu nagrać, czy też technicznie nie posiadają takiej możliwości.

Więc po co nam „fejki” koncertowe? Chociażby do przedłużania promocji. Chociaż mnie akurat przydają się również bardzo do promowania Artystów choćby za pomocą cyfrowego świata Second Life.

Wielokrotnie zdarzało się, że organizowałem koncerty Artystów w Second Life. Tworzyłem nowe aranżacje utworów w oparciu o istniejące wersje albumowe, tworzyłem awatara (postać artysty), pisałem scenariusz ruchu scenicznego.

Gdybym wówczas po prostu odtworzył zawartość istniejącej płyty CD Artysty – skutek byłby żaden. Ponieważ jednak brzmienie było zupełnie inne – zainteresowanie było spore.

Co ciekawe, pamiętam, że podczas koncertu Agaty Werner w Second Life, przez cały czas oboje wymienialiśmy uwagi w trakcie. W pewnym momencie awatar Artystki spadł ze sceny. Agata śmiała się niemożliwie, ja czułem, że palą mi się włosy, a publiczność całkiem nieźle się bawiła.

Nie inaczej było w przypadku Kresimira Horvata – utalentowanego Artysty z Chorwacji. Na potrzeby zorganizowania koncertu w Second Life otrzymałem od Niego kopię albumu „Moments to remember” i kilka nagranych słów adresowanych do widowni.

Kresimir sterujący samodzielnie swoim awatarem siedział na scenie z gitarą, awatary muzyków i chórków również „dawały czadu”, a scenografia zmieniała kolory w rytm muzyki. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. Panie przez kilka godzin okupowały Kresimira, wyznawały Mu miłość, prosiły o przesłanie im zdjęcia z autografem, pytały, gdzie kupić płytę, etc. Panowie natomiast byli nieco bardziej sceptyczni, ale też pod wrażeniem repertuaru Artysty.

Po zakończeniu prac nad „fejkami” koncertowymi, materiały można już swobodnie dystrybuować bez jakiegokolwiek własnego komentarza. Warto jednak co jakiś czas sprawdzać, jakim zainteresowaniem się cieszą.