Eterycznie sunące cudo

Idę. Niosę krzesło. Idę. Takie ślamazarne kroczki robię jak dziecko co to dopiero się uczy chodzić, ale się ciągnę po chodniku jak 7654789 sezon M jak Miłość. Ale idę twardo, biceps mi się napina jak u Herkulesa z tej bajki, co to mu śpiewały te grube, fajne boginie – posągi. Coś tam było, że ’ofiarę złóżcie z głupiej kozy’.

Więc idę, jak rzekłem – ślamazarnie – nawet pokracznie trochę, bo noga od krzesła wbija mi się w policzek. Idę, patrzę nagle – cudo. Sunie eterycznie z podniesioną głową, niemal gdzie stópki w sandał odzianej nie postawi – tam kwiatek. Sunie jak ta sztaplarka po hali w Kauflandzie, z tapirem zrobionym na niemłodym już licu, ale za to tego tapira to by się nie powstydziła nawet Alexis z Dynastii. Ze trzy razy większy, jak okrągły schowek na narzędzia. Wkłada rękę do środka, i ciągle coś wyjmuje.

Tak jak ten młody koleś co to wyglądał sobie przez okno na parterze, a później zaczął wyjmować przez to okno dzieci! Nawyjmował całą ósemkę! Po co on je oknem wyjmował zamiast drzwiami – tego nie wiem, w każdym razie nie zauważyłem żeby nosiły maski p-gaz, dym się nie ulatniał, więc stara bigosu nie zjarała tym razem. Chociaż tak do końca nie jestem przekonany, czy Niemcy jedzą bigos, bo Baronowa mówi, że „Niemcy takich rzeczy nie jedzą”, a Danuta, że „daliby się za takie żarcie pokroić„, więc na dwoje babka wróżyła i nie jestem przekonany, czy to był bigos, czy nie. O!

No więc tak sunie Ona, niebezpiecznie zmniejsza dystans, zaczynam się zastanawiać czy będzie kolizja. Jest! Zbliżyła się, spojrzała pytająco.

– Dzień dobry! – mówię z najszerszym uśmiechem, jaki tylko mogłem wywalić na wierzch.

Spojrzała zdumiona. I sobie poszła sunąc dalej.

Zapomniałem, że to Niemcy.