Pogadajmy o LGBT

Dyskusja o sytuacji LGBT w Polsce jest strasznie durna. Nie jest to czcze twierdzenie, bo każdy wywód w temacie kończy się pyskówką. Słychać: „my już grzeczni byliśmy! teraz się nie cofniemy!”. Co gorsze – takie zapewnienia słychać ze strony zawiedzionych realiami dzieciaków.

Ostatni numer „Repliki” to okładkowa Margot z kolektywu „Stop Bzdurom” i szeroki wywiad z nią w środku czasopisma. To nie jest dobra lektura, tak samo, jak dobrym pomysłem nie jest obwoływanie osoby trans reprezentantką  całej społeczności LGBT (co też po wielokroć przeczytać można w komentarzach umieszczanych w social mediach). Przypomnieć bowiem trzeba w skrócie, że Margot wraz z kumplami zatrzymała homofobusa (samochód z obraźliwymi dla LGBT treściami na plandece), częściowo uszkodziła auto, a na koniec dała po ryju krewkiemu kierowcy. Pomyśleć by można, że słusznie, ale… na Boga! My nie żyjemy na XIX wiecznej rumuńskiej chłopskiej wsi, gdzie brało się widły i wymierzało sprawiedliwość, ale w środku Europy, w XXI wieku! Nie można więc traktować tego zdarzenia inaczej, jak chuligaństwo.

Co ciekawe, organizatorzy manifestacji w Kaliszu, mającej miejsce kilka dni po zdarzeniu, odcinają się od zachowania Margot, ale jednocześnie tłumaczą ją i mówią, że rozumieją. Nic dziwnego, przejawy aktywizmu po wielokroć kończą się bowiem wówczas, kiedy pojawia się zagrożenie konsekwencjami, nawet aresztem (co też w związku ze sprawą spotkało Margot). Natalia Dolak z Banku Równości mówi, że co prawda zachowanie Margot można uznać za chuligańskie, ale osobiście jest w stanie ją zrozumieć. „Jest ona bardzo zaszczuta. Jest ona kozłem ofiarnym w tym wszystkim, czy to wokół tego ataku na homofobus czy zawieszenia flagi Chrystusa w Warszawie”.

Więc jak to jest? Dlaczego skoro LGBT usprawiedliwia chuligaństwo, wulgarność i mordobicia dokonywane przez członków swojej społeczności, jednocześnie działania władzy, policji, etc. nie mogą być usprawiedliwiane? Zgrzyta mi to w zębach, jakby mi ktoś piachem sypnął w mordę. Bo wydaje mi się, że – skoro już chcemy spierać się na argumenty (Tom Siara), w ślad za Konstytucją RP należy zakładać, że wszyscy są równi i podlegają tym samym prawom i zasadom. A jeśli w eweidentny sposób nie są (jak w przypadku społeczności LGBT), to należy podejmować działania, żeby nierówność zmniejszyć, bądź wyeliminować. Pewien jestem jednak, że żadne działania polegające na przemocy fizycznej, czy „mówienie co się podoba” (Natalia Dolak) problemu nie rozwiąże. Dolak zresztą pytana, czy należy przemocą odpowiadać na przemoc, stwierdziła również, że „czasem się inaczej nie da”. W mojej ocenie taka postawa niestety zrównuje działaczy społeczności z działaniami władzy prześladującej (nie bójmy się tego stwierdzenia) LGBT.

W ulicy i pokojowych demonstracjach jest siła (vide m.in.: Marsz czarnych Parasolek), to prawda, ale receptą na nadużywanie pozycji przez policję i prokuraturę jest prawo. Jasne, że prokuratura nieustannie odmawia wszczęcia postępowania w sprawach dotyczących LGBT, ale przecież pokrzywdzony ma prawo wniesienia zażalenia i prawo przejrzenia akt (art. 306 § 1 pkt 1-3 i § 1b k.p.k.), a o terminie i sposobie wniesienia środka zaskarżenia (art. 100 § 8 k.p.k.) informowana jest w wydawanym przez policję lub prokuraturę postanowieniu. Bez wątpienia istnieje więc jakaś możliwa droga do dochodzenia sprawiedliwości. Poza tym, na łamanie prawa można reagować też… nie łamiąc prawa, co na przykładzie zatrzymania auta antyaborcyjnego pokazuje p. Sebastian Pawlowski.

Ale…

Po pierwsze policji czy prokuraturze nie chce się zazwyczaj szukać sprawcy, bo w końcu chodzi o „jakiegoś tam pedała”. Sami poszkodowani po wielokroć otrzymując postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania rezygnują z dochodzenia swoich praw. Bo są niepełnoletnie, bo „się wyda”, bo nie mają stosownej wiedzy. Nie wiedzą, że wypadałoby sprawdzić, czy w okolicy pobicia jest monitoring, że należy udać się na obdukcję lekarską, itd. Mam więc otwarte pytanie: gdzie w takich sytuacjach są organizacje, stowarzyszenia działające na rzecz osób LGBT? Gdzie programy adresowane do społeczności, których celem byłoby udzielanie wsparcia, a już z pewnością zwiększenie świadomości prawnej u pokrzywdzonych? A gdzie programy wsparcia prześladowanych w szkołach dzieciaków i ich rodzin?

Jasne, najprościej jest drzeć mordę, że prawa człowieka są łamane, wychodzić na ulicę i robić demolkę, a później się skrażyć, że na takie postawy następuje radykalny sprzeciw ze strony ludzi, którzy powołani zostali do zapewnienia bezpieczeństwa i porządku. Jeszcze prościej jest zajmować się komentowaniem rzeczywistości w sieci, nie ponosząc za rzeczywistość, czy często nieodpowiedzialne komentarze żadnej odpowiedzialności. Tak samo jak za przyzwolenie na nawoływanie do rewolty. Nawoływanie (często kierowane nieodpowiedzialnie do dzieciaków) do „bycia niegrzecznym” w imię czegokolwiek, powodować będzie konsekwencje – rodzinne, prawne, osobiste. Kto będzie ponosić za to odpowiedzialność? Znam odpowiedź na to pytanie: znowu się znajdzie kozioł ofiarny, druga Margot, którą społeczność okrzyknie bohaterką i sprawa przyschnie. Pewien jestem również, że taktyka „bo oni są źli, to my będziemy jeszcze gorsi” naprawdę do niczego dobrego nie doprowadzi. A wbrew oczekiwaniom wielu: w najbliższej przyszłości nie będzie drugiego Stonewall.

Jest jeszcze jedna kwestia: profanowanie symboli. Rozumiem, ze nie każdy jest „jedynie słusznego” wyznania, że nie każdy popiera Kościół Katolicki z Bardzo Ograniczoną Odpowiedzialnością, że każdy może wskazać choćby jedną osobę będącą katolikiem na niby. Nie oznacza to jednak przyzwolenia na lżenie obiektów, czy symboli jakiegokolwiek kultu religijnego. Takie działania oceniam jako szkodliwe, głupie i nieodpowiedzialne (i to z obu stron). Jakkolwiek nie dostrzegam niczego złego w tęczy wpisanej w aureolę wizerunku Matki Boskiej, czy wieszaniu flagi na figurze Chrystusa, tak problem widzę w momencie, kiedy Margot pozuje jako Matka Boska na jednym ze zdjęć. Co to ma symbolizować poza (w mojej ocenie) demonstrowaniem pogardy dla ludzi wierzących?

Z drugiej strony nie dziwi mnie zupełnie ten cały zgiełk. Przez ostatnie 30 lat nie ukształtowało się społeczeństwo obywatelskie w Polsce, a sama społeczność LGBT kieruje się wyłącznie interesami jednostek. Kto odważy się wypowiedzieć słowo krytyki przeciwko „liderom” zostaje wykluczony poza nawias. To jest ta solidarność społeczności? Mam radę: weźcie się ludzie w końcu do rzetelnej roboty, zamiast piszczeć jak bardzo jest źle. Dopiero kiedy zewrzecie szyki, przestaniecie być przez rządzących postrzegani jako banda wrzeszczących gówniarzy, a staniecie się poważnym partnerem do rozmowy. Wymagając szacunku, należałoby też ten szacunek okazywać drugiej stronie, choć bezsprzecznie w bieżących okolicznościach może być to trudne. Mimo wszystko to jednak LGBT ma jakieś roszczenia w stosunku do rządu i współobywateli, a nie odwrotnie.

fot. donald.pl