Wymogłem na pracodawcy natychmiastowy urlop. Nie to, żebym jakoś specjalnie czuł się zmęczony. Po prostu emocje wezbrały we mnie tak bardzo, że potrzebuję czasu na przemyślenia. W końcu przecież czasem tak się zdarza, że z bezsilności chce się kogoś uderzyć czymś ciężkim…
Z przykrości przepłakałem pół nocy i pół dnia. Wcale nie poprawiło mi to humoru, choć Krystyna Janda napisała mi kiedyś „Płacz… To tylko łzy”. Dokumentnie zepsuły mi się święta, bo choć próbowałem jakoś ratować świąteczny klimat, myśli zagłuszały mi słowa „nie masz kompetencji, jesteś zupełnie nielojalny”.
Dlaczego jest tak, że kiedy człowiek bardzo się stara, pracuje nad swoim doświadczeniem, nad swoją percepcją, nad asertywnością – ktoś z reguły niszczy to jednym kopem? Co wybrać: podnieść głowę wysoko i udawać, że nic się nie dzieje, czy ulec nokautowi w pierwszej rundzie?
Początkowo – jak bohaterka filmu „Pora umierać’ – chciałem się położyć i już więcej nie wstać, ale stwierdziłem, że w sumie zdołałem się już przyzwyczaić do faktu, że nokauty sypią się co i rusz ze wszystkich możliwych stron. Przyzwyczaiłem się do faktu, że wciąż jestem na zakręcie, że wciąż ktoś na mnie wrzeszczy i opluwa jadem. Czy to coś zmienia?
Dawno temu byłem kimś innym. Niezależnie od własnej woli człowiek staje się kimś innym kiedy niebo spada mu na głowę. A mnie spadło na łeb i zgniotło tak bardzo, że z dnia na dzień stałem się nikim. Na całe szczęście.
Człowiek nabiera pokory i innej percepcji, kiedy na swojej drodze zedrze skórę ze stóp obutych w dziurawe trampki. To dziwne, ale im bardziej jesteś „zapadnięty” gdzieś w środku, tym szerzej uśmiechasz się do świata próbując ogrzać się jakimś odwzajemnionym przypadkiem gestem…
Bywało w moim życiu, że marzłem, bo ogrzewały mnie tylko zapałki. Bywało, że jadałem tylko to, co ludzie zostawiali nieopatrznie w różnych miejscach. Bywało też, że z niedożywienia ważyłem 57 kilo i że od zmęczenia na wyboistej drodze nie chciało mi się żyć. Mimo to jestem. Na przekór wszystkim i wszystkiemu pokonałem taką drogę, jaką niewiele osób jest w stanie sobie wyobrazić. I – co ciekawe – dzisiaj jestem w takim miejscu w życiu, które sam sobie wybrałem i na które ciężko zapracowałem.
Dawno temu obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę głodny i że nigdy więcej nie pozwolę nikomu bawić się moim – z pozoru zabawnym i spędzanym na uciechach – życiem. Obiecałem sobie, że nie pozwolę już nikomu się skrzywdzić, okraść z marzeń i empatii, którą mam w sobie. To dla mnie równie ważne jak nieustanne udowadnianie sobie, że mogę, że chcę, że potrafię…
Mimo pewnego zmęczenia i rozczarowania – nie boję się jutra. Niezależnie od tego, co mnie jeszcze spotka, niezależnie od tego ile razy się jeszcze potknę i przewrócę – powstanę jak Feniks. Póki starczy sił…