Pomaganie? Tak! Ale…

Jest dziewięcioletni chłopiec – pasjonat gry Minecraft, marzący o tym by mieć swój kanał na You Tube z nagranymi przez siebie filmikami. Takich dzieci są w Polsce tysiące, nawet syn mojej Siostry ma takie zapędy. Nic w tym szczególnie niezwykłego. Jak dla mnie niezwykłe jednak (i to w negatywnym wydźwięku) jest to:

Jestem mamą 9-cio letniego Adasia, który bardzo marzy o nowym laptopie, który posłuży mu nie tylko do nauki. Niestety nie stać mnie na spełnienie marzenia mojego syna (co jest dla mnie bardzo przykre), stąd prośba do Wszystkich zainteresowanych (…).

Tak, naprawdę padło to w portalu zbiórek pieniędzy. Jest i dalszy ciąg:

Żyjemy skromnie, w zasadzie od-do. Nie znaczy to, że siedzę na laurach i czekam aż jutro będzie lepiej – nie,nie. Staram się dorabiać do domowego budżetu wykonując rękodzieło (szyję różności z filcu) ale nie mam z tego dużych kokosów, raczej udaje się skromnie podreperować troszkę budżet codzienny czy sprawić drobną przyjemność.

Jest i określony cel finansowy zbiórki, a jakże – 2098 PLN – sugerujący, że laptop dla dzieciaka został już wybrany, czeka tylko na frajerów, którzy zrobią dzieciakowi prezent. A dzieciak będzie gnił dniami i nocami przed komputerem i nagrywał filmiki. 

Sorry, ale przy takich „produkcjach” zastanawiam się gdzie są rodzice. Że o administratorach YT i poczuciu, że się serwis zamienia w „Naszą Klasę” nie wspomnę. Rozumiem oczywiście, że dla wielu osób, choćby niepełnosprawnych ruchowo dzieci, laptop i internet to jedyna rozrywka i okno na świat, ale w tym przypadku chłopak jest zupełnie zdrowy i sądząc po zdjęciu ilustrującym apel zbiórkowy – na nieszczęśliwego nie wygląda. Zgodzę się, że brak nadmiaru funduszy to może być problem, ale przecież w przedmiocie sprawy nie chodzi o ich zupełny brak i jest to zupełnie inna kwestia!

Jest na portalu zbiórkowym i inne ogłoszenie:

Mam na imię Agnieszka, jestem żoną 44-letniego Marka, który od wielu lat zmaga się z bardzo okaleczającą, postępującą formą stwardnienia rozsianego. Choroba mojego męża nie polega na okresowych rzutach i powrotach do formy, lecz na ciągłym „rzucie”, który powala go z nóg, każdego dnia coraz mocniej (…).

Chcielibyśmy zapewnić mu godne warunki życia, kupić łóżko rehabilitacyjne dostosowane do jego potrzeb, czyli dłuższe niż standardowe ze względu na wysoki wzrost męża. Potrzebny jest także materac antyodleżynowy, również robiony na wymiar. Musimy także zapewnić fachową opiekę i pomoc, rehabilitację przyłóżkową. Niezbędne są nam także wszelkiego rodzaju środki higieniczne i opatrunkowe, lekarstwa, suplementy diety itp. Wbrew pozorom potrzeby człowieka, który tylko leży są ogromne i wymagają dużych nakładów finansowych.

Stąd moja serdeczna prośba do ludzi o otwartym sercu o jakąkolwiek pomoc finansową. Każda złotówka jest dla nas cenna, gdyż wyżej wymienione potrzeby nie są chwilowe, lecz rozciągnięte na lata.

I tak dalej. Zauważasz różnicę w kalibrze potrzeb?

Moje zdanie w kwestii publicznych zbiórek jest niezmienne od lat. Uważam bowiem, że wyciąganie łap po kasę dla wielu jest łatwe i modne. Ze zdumieniem czytałem ogłoszenie, w którym ktoś pisał, że zbiera na remont kuchni. Darłem mordę kiedy KaDo wyciągali łapy po kasę na nowe rowery. Wypowiedziałem się i w kwestii zbiórki na laptopa dla dzieciaka. Dlaczego? Prosta odpowiedź: bo bez jakiejkolwiek reakcji zaciera się granica między potrzebą, a wygodą. Bo nie wypowiadając się, portale zbiórkowe tracą swoją misję – niesienie pomocy naprawdę potrzebującym. Że dziecko też ma potrzeby? Jasne, ale o tym za chwilę.

Kiedy wiele miesięcy temu dowiedzieliśmy się, że mamy ciężko chorego Przyjaciela, natychmiast zrozumiałe stało się to, że trzeba Mu jak najszybciej pomóc. Chodziło o wsparcie finansowe potrzebne na wykonanie plastyki jelita. Przyjaciel część środków zgromadził sam, ale jeszcze nieco Mu brakowało. Nie było czymś nadzwyczajnym zaangażowanie wszystkich sił, czy skrzykiwanie ludzi do pomocy. W ten sposób udało się pomóc w powrocie do zdrowia. Na szczęście.

Próbowałem oczywiście uzyskać wsparcie od jednego z portali zbiórkowych (obecne na rynku były wówczas chyba dwa). Otrzymałem odpowiedź na wysłanego maila (kopia dosłowna):

Dzień dobry Panie Dariuszu, piszę w sprawie pana znajomego XXX. Organizacja, którą Pan podał w zgłoszeniu z nami nie współpracuje. Obawiam się, że możemy nie zdążyć ze zbiórką do wskazanej daty. Najpierw musiałoby się zarejestrować Stowarzyszenie. Następnie przygotowanie apelu. Może pan walczyć i poprosić Stowarzyszenie o rejestracje i zamieszczenie celu. My zrobimy co w naszej mocy, by pomóc.

Finalnie biurokracja sprawiła, że prace wykonaliśmy sami (za co jestem dożywotnio wdzięczny Przyjaciołom i darczyńcom). Wiem przy tym, jak bardzo bez pomocy dedykowanych źródeł trzeba się napracować, żeby komuś wymiernie pomóc. Ale też mam przeświadczenie, że w bardzo wielu kwestiach można coś zdziałać mimo przeciwności.

Wracając do tematu dzieciaka. To, że dzieciaki nie opływają w luksusy to dobrze i niedobrze. Z jednej strony pochodzę z biednej rodziny, gdzie często nie było niczego do jedzenia, więc wiem jak to jest, kiedy nie można realizować marzeń. Z drugiej strony jednak marzenia są różne, a posiadanie nowiutkiego laptopa można sobie darować bez uszczerbku dla rozwoju. W dyskusji pisałem, ze niech dzieciak zbiera butelki i nosi je do punktu skupu, czy wykonuje podobne prace. Niech kosi trawniki, wyprowadza psy, wynosi śmieci – cokolwiek. Konsekwencją prędzej czy później zapracuje na wymarzony sprzęt. W odpowiedzi przeczytałem mniej więcej, że jestem śmieszny. Nie obchodzi mnie to. Mam prawo do własnego zdania. A że w leadzie posta napisane było „może ktoś z moich znajomych”, to uznałem za stosowne się wypowiedzieć uzasadniając tym samym brak wsparcia akcji.

Inną kwestią jest temat jakości laptopa, jaki chciałoby dostać dziecko. Pojawia się pytanie: czy nie można zacząć od używanego sprzętu? A może – skoro rodzina nie żyje w skrajnym ubóstwie (przynajmniej nie wynika to z apelu o pomoc), to sprzęt warto wziąć na raty, czy popytać w serwisach ogłoszeniowych, czy ktoś nie ma laptopa, który mu nie będzie już potrzebny?

Najprościej jest w byle sytuacji wyciągnąć łapę i powiedzieć „proszę o pomoc”, choć – jak dzień – dniem, a noc – nocą – sytuacji naprawdę krytycznych, wymagających natychmiastowego, zdecydowanego wsparcia i pomocy – są w tym kraju tysiące.

Nie jestem wrogiem niesienia pomocy. Sam to czasem robię, choć po akcji niesienia pomocy młodym rodzicom nauczyłem się ostrożności w tym zakresie. Jestem jedynie za trzeźwą oceną sytuacji proszącego o nią, zwłaszcza w sytuacjach nie będących kwestią życia i śmierci. W niejednej sytuacji przed wyciągnięciem ręki o pomoc można jeszcze wiele zrobić.