Wsiąkłem w Inicjatywę Polską. To znaczy – w jej trójmiejski oddział. I mam się z tym dobrze. Wcale nie chodzi o to, że mam apetyt na politykę (jak sądzę nie mam tego skill’a, zresztą bardzo dobrze czuję się jako wsparcie i nie mam z tym żadnego problemu), ale mam potrzebę robienia najróżniejszych rzeczy w słusznej sprawie, więc pomagam jak mogę i umiem najlepiej, niezależnie od tego, kto na tym najbardziej docelowo skorzysta.
W każdym projekcie bez wyjątku najważniejsi są Ludzie (w pracy zawodowej również i najzwyklejszą głupotą przy tym jest twierdzenie, że na miejsce niezmotywowanego pracownika czekają dziesiątki kandydatów). To od ich chcenia i niechcenia, stopnia zaangażowania i umiejętności (komunikatywność, umiejętność pracy w zespole, itd.), zależy powodzenie wielu rzeczy. Przykład? Proszę bardzo: w ubiegłym roku w całej Polsce zbierano podpisy pod projektem „Ratujmy Kobiety”. Lokalnie również pod „Invitro dla Gdyni”, a jeszcze wcześniej – w akcji „Dzieciaki bez biletów”.
Każda z osób wspierających mogła w tym czasie leżeć do góry brzuchem i twierdzić, że nic jej te projekty nie obchodzą. Mogła? No przecież! A mimo takiej możliwości ludzie się nakręcili, zaangażowali maksymalnie, wypracowując zamierzony efekt. To fajne, że nieco czasu spędzaliśmy razem na robieniu (jak mi się zdaje) słusznych rzeczy. Mimo tego, że czasem słyszeliśmy niefajne komentarze, że czasem dochodziło do różnych incydentów. Jestem z tego dumny, a moje Koleżanki i Koledzy pewnie też.
Sympatie i antypatie polityczne są prywatną sprawą ludzi. Są jednak takie kwestie, w jakich trzeba próbować działać za wszelką cenę. Jedną z takich kwestii jest obrona prawa do własnego wyboru i decydowania w zgodzie z własnym sumieniem. Zwykle są to niezwykle delikatne i trudne tematy, sam zresztą temat invitro, czy aborcji powoduje, że rozlegają się zewsząd bardzo skrajne głosy. A przecież chodzi wyłącznie o wolny wybór. O to, żeby nikt nie uzurpował sobie prawa decydowania za kogoś.
W sobotę do Gdyni przyjechała Liderka Inicjatywy – p. Barbara Nowacka. To była ważna wizyta. Rozmawialiśmy o sytuacji w kraju, o planach na dalszą przyszłość, możliwościach zmiany sytuacji. Już dawno byłem pewien, że Kobieta wie, co mówi. Miała zresztą światłą Matkę, a taka światłość jest podobno dziedziczna.
Cieszę się, ze i tu mogłem pomóc. Ulotki jakie wykonałem, elementy prezentacji wyświetlającej się w tle spotkania, czy wlepy na Facebooka – wyglądały całkiem dobrze. Mam poczucie dobrze wykonanego zadania i bardzo mi się to poczucie podoba.
Gdyby każdy robił to, co umie najlepiej, nie mielibyśmy w kraju takiego marazmu gospodarczego i żenującego kabaretu zamiast polityki…