Napisał Znajomy, ze nie potrafi skasować z komórki numerów osób, które umarły. Skomentowałem, że „jak mu wszyscy umrą, powinien wyrzucić komórkę”. Żeby nie było – bez cienia uśmiechu. Oburzył się i kazał mi „spierdalać”. Wzruszam ramionami. Gdyby wszyscy tak reagowali na oczywistości, mielibyśmy wojnę domową. Bo w końcu na co komu komórka przy założeniu, że żaden numer zapisany w jej książce adresowej nie jest aktywny?
W żadnym aspekcie bieżący czas nie jest fajny. Jest zaskakujący, pełen zwrotów akcji, dezorientujący. Zastanawiam się, czy przetrwam, bo sztorm zdołał mnie wyrzucić za burtę. Nie utopiłem się jeszcze co prawda, ale woda jest wyjątkowo zimna i nie wiem, czy się emocjonalnie nie wyziębię do końca 😉
Może się uratuję, dopłynę do jakiegoś brzegu i będę wtedy jak Robinson Crusoe? A może nie? Gdybanie. Pitu, pitu, chociaż lubię happy endy.
Chyba mnie rzeczywistość zmęczyła i też potrzebuję 28 lat samotności na bezludziu.
Ostatecznie może być moja ukochana Gdynia. Z kotem, psem i Piętaszkiem. Ale bez ludożerców, bo nie lubię.