Niektórzy pewnie uznają, że nie powinienem poruszać tego tematu. Inni powiedzą, że to publiczne pranie brudów. Nie widzę jednak żadnych powodów, dla których miałbym nie wypowiadać się w temacie swoich doświadczeń. Po pierwsze każdy ma jakąś historię, której – choćby chciał – nie zmieni. Nie pomoże ani zmiana nazwiska, ani operacja plastyczna. Historię ma się wszytą w mózg jak esperal gdzieś tam. Po drugie, skoro już mam jakąś historię i mimo niej jakoś żyję czując się szczęśliwym człowiekiem, to może da ona do myślenia tym, którzy akurat walczą, lub zaczynają walczyć z podobnymi doświadczeniami? To nie jest walka fair-play, bo sam nałóg jest wielowymiarowy, po wielokroć zaskakujący. Trzeba wsparcia armii, żeby go pokonać.
Mądrzę się strasznie ostatnio. Dzisiaj też, na wieść o nieoczekiwanej, zagadkowej śmierci brata mojego śp. Ojca. Tłumaczę siostrze, że alkoholizm jest poważną chorobą, a nie fanaberią, że zazwyczaj nie da się z nim walczyć solo. Twierdzę, że jeśli profesjonalna pomoc przychodzi zbyt późno, albo nie przychodzi wcale – w większości sytuacji prowadzi to do prawdziwych dramatów i finalnego nieszczęścia. Coś o tym wiemy oboje, wychowaliśmy się w rodzinie, w której istniał właśnie ten problem. Co oczywiste, nikomu nie było łatwo – ani rodzicom, ani dzieciom. Każdy z nas za wszelką cenę próbował zaadaptować się do zmieniającej się wraz z rozwojem choroby sytuacji. Ja na przykład przyjąłem rolę „dziecka – kozła ofiarnego” (tak wyczytałem kiedyś, próbując zrozumieć dlaczego jestem tym, kim jestem he he).
Lubię alkohol, szczególnie piwo. Staram się jednak nie nadużywać, bo wiem, jak wiele złego potrafi wyrządzić. No i nie lubię następnego dnia pracować na kacu. Z drugiej strony również, dawno doszedłem do wniosku, że mam wystarczająco udane dorosłe życie, więc nie muszę sztucznie poprawiać sobie humoru.
Najgorsze w moim przypadku jest mieszanie alkoholu. Pijesz w klubie piwo, później ktoś polewa wódkę – jakiś toast, coś ten teges, więc pijesz. A na koniec zgon! Choć to żadna chluba, raz nawet (jeden, jedyny w życiu) wpadłem w krzaki i w nich skonałem. Później rozcięty łuk brwiowy, siniaki tu i tam, a do tego jeszcze jakieś pogryzienia przez mrówki. To prawie jak po pigułce gwałtu! 😀 Siłą rzeczy takie „rewelacje” nie są mi do niczego potrzebne, więc jeśli już, staram się raczyć jednym rodzajem alkoholu. Z klubowej podłogi nikt mnie nigdy nie zbierał, a i na ulicy nikt nie widział zataczającego się z prawa na lewo. Tak jest dobrze.
Wracając do tematu: kiedy jest się nastolatkiem, później młodym człowiekiem, a później DDA – szuka się winnych. Z czasem przestaje mieć to większy sens, zaczyna się analiza dotychczasowego życia i próby stawiania się w sytuacji rodziców. Nie są to łatwe przemyślenia, bo prowadzą często do wyjątkowo niemiłych wniosków. Naprawdę historia jest taka, że nawet Łepkowska by lepiej nie wymyśliła. Mówi na przykład o tym, że w rodzinie, w której przydarza się problem alkoholowy, poprzez wypaczenie wzorców i postępującą dysfunkcjonalność ofiarami stają się wszyscy członkowie rodziny. Walcząc ze swoją nieśmiałością i zaniżonym poczuciem własnej wartości od lat się zastanawiam przy tym, co by było gdyby.
Dzisiaj natknąłem się na artykuł opisujący 1:1 historię. Świadczy o tym, że nie tylko ja mogę sobie ponarzekać (jakoś mnie to nie pociesza), a brzmi on tak:
„Żona alkoholika najczęściej nie jest zdolna do zrozumienia tego, co zaszło w jej życiu. Zaczyna się zastanawiać, ile w tym jest jej własnej winy? Niekiedy uważa, że ponosi odpowiedzialność za pijaństwo męża. Nie potrafi rozstrzygnąć czy ma do czynienia z człowiekiem nieczułym, upartym, czy chorym. Nie wie, jaką zająć wobec męża postawę: gniewać się czy otoczyć go opieką. Nie może poradzić sobie z tymi problemami, nie wie, do kogo zwrócić się o pomoc. Często żyje w tych warunkach nadal. Łudząc się, że mąż przeżywa właśnie pechowy okres, że jego zaburzenia psychiczne są jedynie przejściowe, że własnym wysiłkiem zdobędzie się na przerwanie picia. Broni go z dużym nakładem sił i energii. Ukrywa przed pracodawcami jego spóźnienia do pracy, absencje lub wcześniejsze wychodzenie z pracy. Zbywa milczeniem kłopotliwe pytania sąsiadów i ich wyrazy współczucia. Usiłuje również, ale z gorszym skutkiem, ukryć przed dziećmi objawy lekceważenia, na które jest narażona oraz wybuchające sprzeczki domowe. Jej rodzice nalegają, by postępowała z mężem surowo, a nawet nakłaniają ją do opuszczenia go. Znajduje się, więc w konflikcie między lojalnością córki a lojalnością żony. Nawet, jeśli czuje, że powinna stanąć po stronie męża, wie dobrze, że może wkrótce będzie musiała szukać oparcia u rodziców.
Żona alkoholika próbuje także „domowych środków” są to daremne wysiłki usuwania alkoholu z domu. Szuka butelek, wylewa ich zawartość do zlewu, ukrywa je. Stara się kontrolować ilość pieniędzy męża, przekonywać właścicieli sklepów, by mu nie dawali alkoholu na kredyt. Podejmuje decyzje, wymusza przyrzeczenia, stawia warunki. Od próśb i perswazji przechodzi do wrogości i nienawiści, ponieważ nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że nawet gdyby jej mąż naprawdę chciał przestać pić, może to uczynić jedynie przy pomocy specjalistów, którzy będą go leczyć. A tymczasem życie rodzinne upływa na kłótniach, którym towarzyszy strach, przemoc fizyczna, niechęć. Wreszcie żona decyduje się porzucić męża bądź, dlatego, że nie może już więcej znosić udręki, bądź dla dobra dzieci.
Jeżeli jednak zrozumie, że alkoholizm jest choroba, będzie zachowywać się inaczej. Przestanie obarczać męża odpowiedzialnością za wyrządzane jej krzywdy i nie będzie już dłużej ukrywać swojej miłości i współczucia. Ale uświadomienie sobie tego nie oznacza wcale końca kłopotów. Żona, która nauczyła się uważać alkoholizm swego męża za chorobę, potrafi pewniej pokierować swoim życiem, nawet, jeżeli mąż pije nadal. Jej uczucia w dalszym ciągu oscylują między współczuciem a gniewem. Ale nie czuje się dłużej bezsilna, przytłoczona swoim nieszczęściem. Ma oparcie w instytucjach społecznych, które mogą jej udzielić pomocy. Niekiedy separacja jest dobrym rozwiązaniem. Odejście żony może być dla alkoholika właśnie bodźcem do poddania się leczeniu. Nadmiar opiekł ze strony zbyt troskliwej żony, szczególnie, jeżeli osłania ona alkoholika przed konsekwencjami nałogu, może utwierdzać go w uporze przeciwko poddaniu się leczeniu. W małżeństwach alkoholików często zdarzają się separacje i wiele z nich kończy się rozwodem.
Separację może zainicjować sam alkoholik, bądź też — częściej — jego małżonka, ponieważ alkoholik porzucając dom więcej traci niż zyskuje. Alkoholicy mężczyźni porzucają zwykle rodzinę w późnym stadium choroby i często doprowadza do tego właśnie żona. Niekiedy żona opuszcza dom, zabierając ze sobą dzieci, i chroni się w domu matki lub innego członka rodziny. Czyni tak, dlatego, ponieważ nie może dłużej znosić pijaństwa, upokorzenia i towarzyskiej izolacji. Chce także uchronić dzieci przed odrażającym widokiem ojca i wreszcie, — co jest wprawdzie ostatnim, ale niemniej ważnym powodem, — dlatego, żeby wywrzeć presję na mężu i skłonić go do zaprzestania picia lub do leczenia się. Separacje te mogą być krótkotrwałe. Żona często ulega prośbom męża i wraca do niego wierząc w obietnice zmiany dotychczasowego trybu życia. Ale kiedy zacznie znowu pić, bez wahania porzuci go ponownie. Tak, więc separacje powtarzają się; nie zawsze oznaczają one, że małżeństwo się rozpadnie. Następuje to częściej wtedy, gdy mąż stracił pracę lub, gdy używa przemocy wobec rodziny. Wówczas żona dochodzi do wniosku, że nic już nie da się zmienić i podejmuje decyzję ostatecznego odejścia.
Żona pozostająca przy mężu, może żywić w stosunku do niego odrazę i gniew. Niekiedy nie zdaje sobie w pełni sprawy z tej wrogości. Często nie wypowiada tego bezpośrednio, ale wyraża te uczucia za pośrednictwem innych członków rodziny.
Rozsądna matka stara się, aby dzieci nie odczuły skutków alkoholizmu ojca. Żony alkoholików potrafią być tak zaradne przejmując funkcje głowy domu, że dzieci zazwyczaj nie cierpią niedostatku materialnego. Rozwój osobowości dzieci alkoholika nie może być jednak normalny, między innymi wpływają na to częste zmiany miejsca zamieszkania i związane z tym przerywanie nauki i zrywanie szkolnych przyjaźni. Nie to jednak stanowi główny powód anomalii w wieku dojrzałym. Dzieci alkoholików przejawiają zdecydowaną postawę wobec pijaków i pijaństwa: albo same mają skłonności do nadmiernego picia, albo są zdecydowanie przeciwne piciu.
Synowie alkoholików często zostają alkoholikami. Ich osobowość określono jako „bierno- agresywną”. Często mają poważne trudności, gdy chodzi o sprecyzowanie własnych dążeń i nie potrafią opanować uczucia złości, wywołanego trudnościami życiowymi. Alkoholicy podkreślają często, że ich pijący ojcowie byli dla nich postaciami mitycznymi, ponieważ byli nieobecni wówczas, gdy oni za nimi tęsknili. Owi synowie zazdrościli innym chłopcom ojców, którzy interesowali się ich osiągnięciami i bawili się z nimi. Ojca alkoholika najczęściej nie ma w domu. Kiedy jest, jego nieobliczalne wybuchy wprawiają w zakłopotanie członków rodziny lub powodują przykrości. Dzieci idą szybko za przykładem matki, patrzą na ojca z góry i potępiają jego postawę i czyny.
Syn alkoholika nigdy nie wyzwoli się z przeżyć, których przyczyną było pijaństwo ojca. Wpływa to na późniejszą postawę życiową, niezależnie czy dany osobnik zdaje sobie z tego sprawę, czy też nie. Córka, której ojciec był alkoholikiem poślubia najczęściej mężczyznę biernego, być może także alkoholika. W przypadku rozwodu może jeszcze dwa lub trzy razy poślubić takiego samego mężczyznę. Ojciec alkoholik stał się dla niej wzorem osobowości.
Napięcie wewnętrzne u dziecka objawia się nie tylko pod postacią choroby lub anomalii zachowania się w szkole, ale także w konfliktach domowych. Gdy ojciec jest alkoholikiem zacieśnia się związek między dziećmi a matka; może ona nieświadomie stać się obiektem uczuć wrogości i odrazy, jakie w wyniku stosunków rodzinnych zrodziły się w dzieciach. Pełniąc rolę żywiciela rodziny, matka z konieczności zaniedbuje inne swoje obowiązki.
Wpływ jednego z rodziców alkoholików na dziecko mógłby być znacznie mniejszy, gdyby drugie z nich było w stanie wyjaśnić dziecku w sposób dostępny, że alkoholizm jest chorobą. To umożliwiłoby zrozumienie faktu, czemu ojciec nie może wypełniać swych obowiązków ojcowskich i oszczędziłoby w okresie dojrzewania wszystkich ujemnych skutków wynikających z pogardliwego doń stosunku. (Kessel, Walton 1967; za https://aniolstroz.com.pl)”.