Trudne oblicza prokreacji

Taki czas, kiedy w Polsce jedni chcą prokreacji za wszelką cenę (nie mając do niej i towarzyszącym jej kwestiom choćby odrobiny szacunku), a inni protestują przeciwko sprowadzaniu roli Kobiet wyłącznie do funkcji piekarnika. Rozumiem argumenty obu stron, ale inne kwestie wydają mi się dużo ważniejsze.

Ciąża powinna być najpiękniejszym czasem w życiu Kobiety. W idealnym obrazku Pani głaszcze swój brzuch, mówi do płodu, partner o idealnym, śnieżno-białym uzębieniu – jak super hero – stoi tuż przy niej i nie odstępuje nawet na krok. No i jeszcze gdzieś w oddali, na podwórku, przed idealnym, idyllicznym domkiem z białym płotkiem bawi się pies. Taki śmieszny, kudłaty, wzbudzający uśmiech. Prawda, że to słodki, przyjemny obrazek?

W wielu przypadkach życie tak nie wygląda. Zwłaszcza, kiedy słyszy się słowa lekarza, że ciąża jest zagrożona, że dziecko urodzi się z wadami genetycznymi, deformacjami, albo w ogóle umrze w pierwszej godzinie po porodzie, niezdolne do egzystencji. Próbuję, ale nie mogę wyobrazić sobie przepłakanych godzin, absolutnego paraliżu, szoku, konieczności podjęcia decyzji. Tego wyobraźnia ludzkiego mózgu nie jest w stanie ogarnąć.

Tymczasem rząd każde rodzić. Nie ważne, czy dzieciak będzie zdrowy, czy urodzi się w stanie skrajnej deformacji. Ważne, żeby dać mu imię i ochrzcić. Chrzanić badania prenatalne, chrzanić prawo decyzji gwarantowane (póki co istniejącą jeszcze) Konstytucją. To nie ważne, że nie zapewnia się jednocześnie żadnego wsparcia. Mówią, że dadzą cztery tysiące za urodzenie chorego dziecka. Później martw się sam. To jest najzwyklejsza podłość.

Tak, najpiękniejsze chwile dla ciężarnych są wtedy, kiedy wiedzą, że ich ciąży nic nie zagraża. Szykują wyprawki, szukają wózka, powoli przygotowują się na rozwiązanie. To piękny i ważny czas. A te matki, które nie mają tyle szczęścia? Potworność. Bestialstwo nawet.

Są takie Kobiety, które maja siłę życiową i żadna sytuacja im nie straszna. Wydaje mi się, że w przypadku podjęcia decyzji o urodzeniu chorego dziecka, genialnie dadzą sobie radę. Są jednak i takie, które mają problem nawet z własną egzystencją, a co dopiero mówić o wychowywaniu małego człowieka (i to jeszcze ciężko chorego). Pozostaje tez pytanie, co się stanie, kiedy rodzic ciężko chorego dziecka po prostu umrze. Trzeba być skrajnym egoistą, żeby skazywać drugiego człowieka na potencjalną poniewierkę.

Jedyne, czego jestem pewien w tej trudnej sytuacji, to myśl, że wolność (również wyboru) choćby zniewolona, prędzej, czy później się uwolni. Pytanie tylko, jakim kosztem.