Wielkie słowa

Przez wiele lat niczego nie mówiłem na temat ważnych, wielkich słów. Wydaje mi się, że nie byłem zbyt dorosły, żeby konfrontować się z nimi, czy zrozumieć dokładnie, co oznaczają. Okazało się jednak, że nie dość, że każdy ma swoją drogę i historię, to jeszcze – czasem – są one na tyle traumatyczne, że uczą pokory, dystansu do świata i samego siebie, a ponadto – z impetem wprowadzają w dorosłe życie.

Nie, oczywiście nie jest tak, że uzurpuję sobie prawo do wszystko-wiedzenia. Wydaje mi się wręcz, że im dłużej żyję, tym mniej pojmuję w temacie otaczającego mnie świata. Swojej tożsamości i poglądów jestem jednak pewien. Te wpoiła mi przerobiona własna, dotychczasowa historia.

Nigdy nie zapomnę okresu bezdomności. Nie zapomnę rzucanych w moim kierunku spojrzeń pełnych obrzydzenia, ani spluwania z pogardą w moim kierunku, Nie zapomnę przemocy z domu dla bezdomnych, ani panicznego strachu, który towarzyszył mi przez połowę życia. Gdzie były wówczas „wolność”, „równość”, „szacunek”?

Tamte chwile nauczyły mnie, że wielkie słowa powinny padać wyłącznie wtedy, kiedy są uzasadnione. Wielkie słowa nie interesują i nie dotyczą tych, którzy sprowadzeni są do poziomu wycieraczki cudzych butów. Nie jestem z tego dumny, ale paradoksalnie traumatyczne doświadczenia sprawiają, że człowiek zaczyna mieć pojęcie o sobie i otaczającym świecie, kształtując w ten sposób własną tożsamość. Na nowo.

Kiedy żyje się swoim życiem, zajmuje własnymi problemami (jakich w życiu wbrew pozorom jest całe mnóstwo), wielkie słowa zastępują te, zupełnie przyziemne. Wulgarne nawet. Zamiast „człowiek” pojawia się nierzadko „chuj”, a zamiast słowa „szacunek” – „wypierdalaj”. Wzruszam ramionami. Mówiłem, że nie jestem grzecznym chłopcem. Nikt, kto spadł na dno latryny nie może mówić, że jest bez skazy. Ja nie jestem i tak się nie czuje.

Znam jednak znaczenia wielkich słów. Dla mnie równość oznacza tyle, że choćby bezdomny nie jest nikim gorszym ode mnie, wolność natomiast – oznacza dla mnie niezależność i neutralność we wszystkich aspektach życia. Tolerancja – tyle, co akceptację suwerennych decyzji innych (dopóki są zgodne z prawem). Naprawdę nie interesuje mnie nadmiernie kto z kim śpi, kogo rucha, czy kogo lubi, albo nie lubi. Wolę skupiać się na swoim życiu i na budowaniu relacji z Przyjaciółmi.

Posiadanie własnego, często niepopularnego zdania, sprawia, że ludzie się odsuwają. Bardzo często jest przykro, kiedy w sytuacji powiedzenia kilku szczerych słów odsuwa się ktoś, kogo się szanuje i po ludzku, najzwyczajniej na świecie lubi. Przyzwyczaiłem się, że ludzie nie wyciągają wniosków z cudzej szczerości, że w takich sytuacjach z reguły traci się serce do fajnych z założenia spraw. Nie może być to jednak pretekst do zmiany własnego światopoglądu. Zwłaszcza, jeśli sedno konfliktu opiera się na natywnych kwestiach.

Nauczyłem się, że w takich sytuacjach należy podziękować i usunąć się z cudzej drogi. Nie ma sensu walczyć z cudzą wspaniałością, cudzym „boskim” blaskiem, czy wyobrażoną wybitna mądrością. Trzeba na nowo zdefiniować i znaleźć swoje miejsce. Wydaje mi się, że to umiem już perfekcyjnie.