A on sze mosze


Ta historia z założenia miała być i jest durna, pełna stereotypów, kuriozalnych skojarzeń i wydarzeń. Jedyne, co jest w niej mądrego to przesłanie, że… walka o szczęście nie ma sensu, bo ono czeka za przysłowiowym rogiem i zawsze znajduje się przez przypadek.


Zrobiłam ostatnio porządki w swoim kalendarzu. Nie mogłam się powstrzymać i dopisałam kilka nowych pozycji do sekretnej listy Dżumalii. Mówię wam, połowa dziewczyn Stanów Zjednoczonych ma już tę listę opanowaną na pamięć. To taki przybornik młodej, energicznej kobiety.

Proszę bardzo: pozycja 1596: stringi nosić zawsze na lewej stronie. Pamiętaj: zawsze w razie awarii – czytaj: przygodnych kontaktów – możesz odwrócić je na stronę właściwą i wszystko będzie wyglądać ok.

Pozycja 1597: unikać przygodnych parków, w szczególności Madison Avenue Park. W przypadku konieczności użycia obrony koniecznej należy wydać z siebie ryk opętanej dziewicy, zdjąć szpilki i uderzać napastnika obcasem w głowę. Rytmicznie.

Pozycja 1598: w celu… Że co?

Ach no tak! Instruktor… Tak! Chodzę na siłownię i SPA. Kobieta z moją klasą musi dbać przecież o wygląd. Podrywam przy tym instruktora. Wczoraj na przykład dokleiłam sobie do swoich sztuczne rzęsy. Chciałam wywrzeć na nim wrażenie, że moje rzęsy łopoczą jak skrzydła łabędzia przy każdym spojrzeniu. Im bardziej łopotałam, tym bardziej on przyglądał mi się ukradkiem. Te spojrzenia pełne maślanego wdzięku. Wejdź do mego salonu – powiedział pająk do muchy…

On podszedł, nachylił się, myślałam, że chce mnie pocałować, przy wszystkich. Ot tak po prostu. Zbliżył twarz do mojej, ja ściągnęłam usta w akcie rozkoszy i… zamarłam w bezruchu…

Ma pani bardzo seksowny wąsik – usłyszałam.

Wąsik? Jaki wąsik? O czym ten facet gada? Miało przecież być tak romantycznie! O matko – ciśnienie spadło mi do zera – moje rzęsy! Jedna z nich odkleiła się od tego podmuchu i wylądowała na górnej wardze. Dżumalia! Ty idiotko!

Wczoraj odwiedziła mnie Dżolanta. Stojąc w progu mieszkania krzyknęła: Boże! Jaki Ty masz celulit! Wygląda jak niedogotowana skóra z szyi kaczki! Odpowiedziałam jej, że kaczki to gatunek żyjący tylko w Polsce, a celulit to wyłącznie moja sprawa. Gdyby chociaż powiedziała, że wygląda jak skóra z nogi indyka, to nie czułabym się tak paskudnie. Pomyślcie tylko ile było by jedzenia z takiej nogi! Jedzenie na całe święto dziękczynienia!

No sami zobaczcie. Czy to jest gęsia szyja?! Zbulwersowałam się. Wybaczcie, ale się napiję.

/wstaje z łóżka, nalewa sobie do szklanki, po czym ponownie siada/.

No. Więc sami widzicie, że to nie jest szyja, tylko noga i nie gęsia, a moja. Idiotka. Ona zrobi wszystko, żeby mnie zblazować. Wyobraźcie sobie na przykład, że dzwoniła do mnie ostatnio, że stoi w pralni i szuka pralki dla konia… Jesu, kopie ten drink… Anyway, pomyślałam najpierw, że jej facetowi musiało przydarzyć się coś okropnego, skoro zwykły prysznic nie wystarczy. Mówiła, że obeszła już całą ulicę, a koń jak się nie mieścił, tak się nie mieści. O… o… szalałam! Mieć takiego faszeta! Maszenie!

Dopiero pószniej okazało szę, że koń jest wypchaną żabawką. Nie roszumiem, co ta głupia Dżolanda widzi w takich pluszakach… Bo generalnie… (czkawka)… szę (czkawka). Szę napyję (czkawka). Bo… szupelnie nie roszumiem… ale ma kopa ten… ten…

/w tle pojawia się delikatnie muzyka w stylu skrajnego upojenia/

Mój znajomy – Rosjanin – liszył osztatnio do dzieszęciu. Poszło mu gładko. Ale szę szpocił, jak do…(czkawka) do stu… Myszli, śli, i mówi: ten, ten, ten, ten, ten, ten, ten, ten, ten, ten! Dżesięcz szetek (czkawka), dżeszątek szę (czkawka). Ten, ten , ten… Ten… A ona sze mosze… szumi… mosze… frrrrrrrrrrrrrr… Ten, ten, ten… O Bosze… Szkułam sze jak me… me… szerszmit…

/pada wycieńczona na łóżko, muzyka się wycisza, po minucie siada energicznie/

Żapomniałam! Mu… mu…szę szmysz makijasz! /zastanawia się/ Albo nie. Pomyszle o tym jutro! Dobranoc.

/pada z powrotem na łóżko/

/Muzyka bardzo głośno/