Ta historia z założenia miała być i jest durna, pełna stereotypów, kuriozalnych skojarzeń i wydarzeń. Jedyne, co jest w niej mądrego to przesłanie, że… walka o szczęście nie ma sensu, bo ono czeka za przysłowiowym rogiem i zawsze znajduje się przez przypadek.
Ona leżała na górze, a ja siedziałam na dole. Ona była na OIOM\’ie, a ja na ławce w parku pod szpitalem. Nie mogłam sę przemóc i być przy niej. Biedna Svieta…
A miało być tak fajnie… Marzyłam, że wprowadzę Svietę na salony, a ON w ramach podziękowania rzuci mi się w ramiona. W końcu to jego siostra! Przynajmniej istniała szansa, że znowu go zobaczę. Mam w nosie okoliczności.
W kostnicy też chętnie bym na niego popatrzyła. Rzecz jasna – o ile nie leżał by w tym blaszanym pudełku, które wygląda jak wielka brytfanna w kuchni Marthy Stuart. Nawet trochę się dziwię, po co jej takie wielkie brytfanny. Indyk mieści się w mniejszym garnku. Sprawdziłam! Może to kwestia niskiej samooceny? Pewnie gdybym miała kompleks niższości, to też kupiłabym wielki garnek. Mogłabym wtedy wykrzyczeć wszystkim dookoła: „patrzcie, jestem kimś wielkim! Mam wielki garnek! Jestem kimś ważnym!”.
Założę się, że nawet mop i niebieskie wiaderko postawili przy łóżku Sviety. Stoją tam, jak dwóch Aniołów Stróżów, pilnują, żeby nic się jej nie stało. Tylko… co będzie, jak boskie światło zgaśnie nad jej duszą? Wiadro i mop będą mnie straszyć do końca życia? To takie smutne…
/płacze/
Nawet nie mam odwagi wejść do szpitala. Na sam widok kaczek pod łóżkiem robi mi się niedobrze. Jak jeszcze wyobrażam sobie Svietę w tej zgniło – zielonej pościeli… Ona taka blada, a pościel zielona… Niedobrze mi…
Jak ona mogła to sobie zrobić? Poślizgnęła się, przeleciała w powietrzu, a spadając uderzyła głową w sedes. Na koniec, spadająca z półki brzytwa obcięła jej ucho. To przecież zdarza się tylko w filmach! Zupełnie tego nie rozumiem. Muszę coś z tym zrobić, bo następnym razem obetnie drugie ucho. O ile będzie następny raz… Biedna… Biedna Svieta… /szloch/
/dzwoni telefon/
– Słucham… /z płaczliwym wyrzutem/ Tak, jestem pod szpitalem. Że przepraszam? Jak to?! Ja przecież nic nie zrobiłam! Nawet słowa nie powiedziałam, bo miałam szpilki w ustach! Niech pan nie żartuje! Ale… Do którego komisariatu? Dobrze… Będę… /szlochając rozłącza połączenie/
Świetnie! Jeszcze oskarżą mnie o morderstwo… A życie miało być takie przyjemne…