Czasem jest tak, że w galopie wysiada percepcja. Czasem nawet opada szczęka i rozbija się z hukiem o ziemię. Przyzwyczaiłem się, że nie wszystko jest zawsze takie różowe, jak obiecane, ale też, że czas i tak zweryfikuje wszystko jak leci. Tak jest dobrze.
W codziennej gonitwie traci się czasem jasny osąd. Ale fakt – faktem, że jak się potrafi mówić „stop”, to straty emocjonalne są dużo mniejsze, niż w przypadku milczenia. A to, że przestał mnie boleć brzuch i znowu czuję się dobrze, to oznaczać musi tyle i aż tyle, że podświadomie czułem, że ścieżka, którą wybrałem wcale nie jest dla mnie dobra.
Tłumaczę wszystkim, że w życiu należy wybierać takie miejsce dla samego siebie, które powoduje obopólne zadowolenie. Im większe zadowolenie, tym większa obopólna korzyść. W wieku 41 lat nie zamierzam tracić ani minuty na trwanie w w pozorach wspaniałości życia opartych na niewłaściwych decyzjach. Za stary jestem, żeby wierzyć, że „wszystko się ułoży” i „pomyślimy”. Dużo bardziej wolałbym zwykłe „nie”. „Nie” znaczy „nie”, podczas, gdy „pomyślimy” daje nadzieję, zwykle bez pokrycia.
Znowu jestem w czasie, kiedy powinienem zdecydować, czego chcę od życia. Przypadkiem okazuje się, że zakres do określenia jest dużo szerszy, niż wyłącznie zawodowy. Zastanawiam się, mam jeszcze nieco czasu na znalezienie wspólnego mianownika między oczekiwaniami, a możliwościami. Pewien jestem jednak, że w najbliższym czasie znajdę swój cel. Nie ważne gdzie, ważne, że w ogóle.