– Mogłabyś wyciągnąć z parafii świadectwo mojego chrztu? – zapytałem matkę, korzystając z jej obecności w Polsce.
– Mogę. Ale, zaraz, po co ci świadectwo chrztu? – zapytała.
– Nie powiem. – odparłem zmieszany, bo matka jest żarliwą, choć niepraktykującą katoliczką.
– Dlaczego?
– Bo nie.
– No weeeeź! Matce nie powiesz? – zapytała podstępnie. – Ty chyba nie chcesz wystąpić z kościoła?
– Chcę – wyszeptałem zaczynając się bać reakcji. Zapadła głucha cisza.
Matka nie była jakoś specjalnie zbulwersowana. Wyjaśniłem jej bowiem, że…
Mówi się: „wiara jest jak penis. Masz, to masz, nie masz to nie masz – ale nie obnoś się z tym, a już w żadnym wypadku nie wciskaj w gardła dzieciom”. Chrzest dzieci wprowadzono jako obowiązkowy dla katolików przecież ze względu na wysoką umieralność noworodków za czasów wprowadzania tego przepisu kanonicznego (tak przepisu a nie dogmatu). Reformacja jak widać niczego ludzi nie nauczyła. A szkoda.
Ani chrzest, ani wiara nie chroni przed głupotą i złem. Co oczywiste, Bóg ma w głębokim poszanowaniu wszystkie krzywdy tego świata. Gdyby było inaczej – choćby ostatnia masakra w Orlando nie miałaby miejsca. A skoro tak, to z jakiegoż to powodu – zwłaszcza, że zostałem zapisany do niego przymusowo – miałbym świadomie tkwić w społeczności kościoła i popierać tym samym swoją osobą wszelkiej maści afery, a ostatnio nawet – brak elementarnego szacunku dla Ojca Świętego?
Żal mi ludzi. Jakby w amoku wierzą, że rzucana co tydzień na tacę stówa zapewni im wieczny odpoczynek i zbawienie w niebie. A przecież im więcej się taki stów uzbiera, tym lepszym autem jeździ ksiądz, czy nabiera bardziej krągłych rozmiarów. Ze zbawieniem nie ma to niczego wspólnego – ot i taka wygodna bajka.
Jeśli istnieje, zbawienia doświadcza się przez dobroć. Znam takich, którzy w każdą niedzielę klęczą przed ołtarzem, a wieczorami leją internetowy hejt na wszystkich, których dostrzegą. Znam takich, którzy przyjmują komunię, a po mszy biją dziecko, czy partnera. To dobroć? To gwarancja zbawienia?
W dzisiejszych czasach kościół stał się świetnie prosperującym przedsiębiorstwem. Straszy tajemnicami, piekłem, ekskomuniką, odmową pochówku. Ludzie boją się tego, czego nie znają. Postanowiłem wzruszyć ramionami i zaryzykować.
Jeśli gdzieś Bóg istnieje, to wie, co chciałbym mu powiedzieć. Na osobności… Nie muszę mieć pośredników w tej rozmowie.