Wyjątkowo trudna noc

Około 2 w nocy skończyłem grzebanie w komputerze. Kładąc się do łózka miałem nadzieję obejrzeć jeszcze choć fragment jakiegoś filmu. Telewizor wyłącza się automatycznie po czterech godzinach bezczynności, założyłem więc, że nawet jeśli zasnę, odbiornik nie będzie burczał do rana.

Przerzucałem kanały z myślą o znalezieniu jakiejś ciekawej pozycji programowej i w którymś momencie zobaczyłem czerwony pasek informacyjny. Początkowo jedynie otworzyłem usta w akcie zdumienia, ale nie miałem żadnych skojarzeń. Łapczywie chwytałem informacje, jak tonący powietrze. Po chwili doszło do mnie, że w Nicei, w której doszło do zamachu terrorystycznego mogą przebywać moi Przyjaciele.

W tej chwili naprawdę zatrzymał mi się czas. Rozpaczliwie próbowałem odnaleźć jakiekolwiek informacje na Facebooku, telefon wypadał mi z rąk. Znalazłem informację, że w dniu zamachu Przyjaciele przenieśli się do Marsylii. Pojawiły się dziesiątki pytań, choćby: a co, jeśli postanowili zmienić plany i wrócili do Nicei, żeby na Promenadzie Angielskiej wraz z innymi celebrować narodowe święto?

O 2.39 wysłałem sms’a i zacząłem szukać innych informacji. Francuska telewizja, powołując się na „The Guardian” podała, że wśród ofiar śmiertelnych jest dwóch Polaków. Natychmiast wybrałem numer jednego z Przyjaciół. Zajęte. Powtórzyłem – sygnał wołania zdawał się odzywać w nieskończoność. Nikt nie zgłosił się po drugiej stronie. W tym momencie emocjonalnie umarłem. Próbowałem zagłuszyć emocje pisząc coś na Facebooku, z nerwów obgryzłem paznokcie. Bezskutecznie.

Odnalazłem w sieci numer do pensjonatu, w którym teoretycznie powinni być Przyjaciele. Dzwonię. Nikt nie odbiera. Na ekranie telewizora pojawił się numer do polskiego konsulatu we Francji. Trzęsącymi się rękami wybieram go – zgłasza się miły głos konsultantki. Przedstawiam się, w skrócie opowiadam o co chodzi, że istnieje obawa, że stało się coś strasznego, że telefon nie odpowiada, że proszę o pomoc – sprawdzenie, czy wszystko jest w porządku. Pani oznajmiła, że sprawdzić nie może, a jeśli spłyną jakieś dane dotyczące wskazanych przeze mnie osób – i tak nie będzie mogła do mnie zadzwonić, a już tym bardziej – o ile okaże się, że informacje są niepomyślne – nie będzie mogła mi ich przekazać. Rozpłakałem się. Nerwy.

Nagle wpadłem na to, że przecież Przyjaciół we Francji jest dwóch. W telefonie, po ostatniej awarii, numer tylko do jednego. Jak pijany uruchomiłem komputer, zdążyła się zainstalować aktualizacja od jebanego W10, otworzyłem pocztę, wklepałem adres e-mail Przyjaciela i złapałem się za głowę. Wydawało się, że maili są miliardy! Znalazłem telefon po kilku minutach. O 2.59 wysłałem sms. Odpowiedź nie przychodziła. O 4.30 – bojąc się panicznie sygnału wołania pozostawionego bez odpowiedzi, wykręciłem numer…

Przyjaciel odebrał, a mnie nogi się ugięły. Starałem się nie wyjść na rozhisteryzowanego imbecyla, upewniłem się więc tylko, że obaj są bezpieczni. A później trzeba było odkręcić zgłoszenie do konsulatu. Dopiero po ósmej udało mi się przespać godzinę…

Nie ma słów, jakimi można by opisać dokładnie to, co się czuje w takich sytuacjach. Nie ma tym bardziej słów, które mogłyby oddać to, co czują Rodziny i Przyjaciele zabitych i rannych. Moja percepcja wysiadła.