– Powstał projekt ustawy ograniczającej dostęp do pornografii. Chociaż cel jest szczytny, bo myśli się o najmłodszych, to problem z jego realizacją może przerosnąć pomysłodawców. Ci sami przyznają, że nie mają pomysłu, jak się do tego zabrać. – donosi Wirtualna Polska. Zupełnie zastanawiające, bo nie wiem jakim trzeba być durniem, żeby problemu nie rozwiązać na poziomie technicznym. Znam rozwiązanie tego problemu, zupełnie banalne i wcale nie ocierające się o naruszenie prywatności użytkowników. Serio.
Z założenia, o miejscach odwiedzanych przez 90% użytkowników sieci, wie ISP, czy firma, która zapewnia dostęp do Internetu. Takie dane znajdują się w logach serwera i bez problemu wprawny administrator ma do nich dostęp. To w połączeniu z udostępnionym użytkownikowi adresem IP identyfikuje go w wystarczający sposób. Trochę trudniej z tymi, którzy łączą się przez VPN’y i anonimowe PROXY, ale wielokrotnie okazywało się, że też prędzej, czy później da się ich namierzyć i zidentyfikować, nie jest więc to jakiś specjalny problem.
Przede wszystkim zacząłbym od całkowitego software’owego zablokowania dostępu do jakichkolwiek stron pornograficznych po stronie ISP. Umowę o świadczenie usług telekomunikacyjnych podpisują osoby pełnoletnie (potęga posiadania dowodu osobistego), operator więc może generować dla nich specjalny kod dostępu do treści 18+ przy podpisaniu umowy. Żeby było śmieszniej, taki kod przechowywany powinien być w panelu klienta świadczonej usługi, bo dzieciary kiedy chcą nabroić, to skłonne są nawet przeczytać umowę telekomunikacyjną pełną technicznego bełkotu – byle by tylko zajrzeć tam, gdzie nie powinny. Jak wiemy, dostęp do panelu klienta jest zabezpieczony, nie przypuszczam, żeby dzieciaki miały do niego dostęp.
Dorosłemu, przy próbie dostępu do treści 18+ pojawiałby się na monitorze formularz generowany przez serwer, z miejscem na wpisanie hasła, a po prawidłowej weryfikacji strona zostałaby wyświetlona. Można by się jeszcze pobawić (dzieci są naprawdę nieobliczalne) i zaprogramować oprogramowanie serwera tak, żeby rodzic po trzykrotnym wpisaniu błędnego hasła dostępu otrzymywał maila z informacją o próbie nieautoryzowanego dostępu. Takie rozwiązanie naprawdę mogłoby chronić dzieciary przed niepożądaną treścią.
Jest oczywiście minus tego rozwiązania: zapewne należałoby stworzyć odpowiednie oprogramowanie sterujące ruchem serwera. Nie jestem sieciowcem więc nie wiem na ile to skomplikowane. Z pewnością jednak się da, tego jestem pewien.