Urlop. A house is not a home

Urlopy mają to do siebie, że zbyt szybko się kończą i wówczas przychodzi szara, smutna rzeczywistość… Żartuję oczywiście, bo choć pięć ostatnich dni – spędzonych na odkrywaniu swojej przeszłości – minęło zbyt szybko i było upstrzonych problemami rodzinnymi oraz bolącą ręką, do domu wracałem z radością i oczywistym przekonaniem, że wszędzie dobrze, ale w domu… najlepiej.

Początkowo miał być rejs statkiem do Szwecji, jednak uznałem, że to lekko niestosowny plan, skoro nie widziałem do tej pory nawet 1/3 miejsc w Polsce. Dlatego wymyśliłem wyjazd w rodzinne strony – aby odwiedzić miejsca, w których się wychowałem, które dawały mi wówczas radość, siłę i nadzieję. Chciałem do Gdyni zabrać utraconą część siebie z przeszłości. I to się bardzo fajnie udało.

Odwiedziłem bibliotekę w Nowym Dworze Gdańskim, gdzie znajdują się archiwalne roczniki gazety lokalnej, dla której niegdyś pracowałem. Miła Pani pozwoliła mi zrobić fotokopię moich tekstów, ale że było ich naprawdę sporo, nie wszystkie wyłapałem, skupiając się na tych, które od razu rzuciły się w oczy. Wybrane fotokopie umieściłem w dziale „Teksty”.

Podczas urlopu nie omieszkałem odwiedzić Sztutowa i tamtejszego Muzeum Obozu Zagłady. Byłem również na zamku w Malborku, gdzie dedykowany przewodnik opowiadał o historii miejsca. W Malborku również, poznałem nowego kolegę – Wiedź Mina. Ponieważ zarabia na życie wypatrując klientów przed sklepem komputerowym, śmiałem się, że pewnie wydrukowano go na drukarce 3D. Hologramem z pewnością nie był – dał się objąć i sfotografować ku pamięci 😉

Podczas urlopowych wędrówek nie mogłem nie pojechać do Krynicy Morskiej. Do Latarni Morskiej co prawda nie dotarłem, ale za to zjadłem obłędnie drogi obiad. Dlaczego ryby w miejscowościach nadmorskich, rybackich, są tak potwornie drogie?!

Na zakończenie podróży odwiedziłem plażę w Jantarze, gdzie w pełnym upale wylegiwało się jeszcze całkiem sporo urlopowiczów. Mieszkam w Gdyni, nad morzem, ale jakoś plażę odwiedzam wyjątkowo rzadko. Dlaczego… Z pewnością muszę to zmienić 🙂

Urlop udał się nadspodziewanie dobrze, choć odkryłem, że dom, w którym się wychowałem nie jest już moim domem. Może powinienem, ale nie odczuwam do niego żadnego przywiązania, ani też wielkiego sentymentu, zwłaszcza, że praktycznie nikogo w nim nie ma. Tak, jak w piosence „A house is not a home”.