Jeszcze Polska nie zginęła…

…póki się śmiejemy. Tak mi niegdyś powiedziała śp. Hanka Bielicka. Pamiętam o tym niezmiennie.

Ludzie mają problemy. Mam i ja – naprawdę! Czasem – jak każdy – mam ochotę strzelić sobie w głowę. Czy problemy są jednak jakimkolwiek powodem do zachowywania śmiertelnej powagi? Doprawdy?

Bez przesady! Nie chcę marnować życia na bycie nabzdyczoną i obrażoną na wszystkich starą kwoką!

Lubię się śmiać. Nawet kiedy się kłócę, to w pewnym momencie zaczynam pękać ze śmiechu. Boże, jakie to durne! Próbujesz manifestować swoje zdanie i zaczynasz rechotać zdając sobie sprawę z absurdalności sytuacji. Przecież już w szkole uczą (z czym też nie można się nie zgodzić), że nie kłótnią, a rozmową rozwiązuje się problemy. No i przy tym – dlaczego się nie śmiać? Wydaje mi się, że to – choć może nie na wszystkie – panaceum na wiele problemów.

Staram się nie żartować z ludzi. Czasem jednak, zwłaszcza jeśli chodzi o Przyjaciół, nie mogę się powstrzymać. Zawsze jednak staram się zachować umiar. W końcu przecież niezwykle łatwo przekracza się granice dobrego smaku…

W przypadku Poznania, geneza żartu prosta – słowo-klucz: „Przyjaźń”. Jak dla mnie – wielka rzecz! Nie nadużywam przyjaźni i staram się ją pielęgnować jak najlepiej (nie zawsze wychodzi – fakt, ale przynajmniej się staram). Z maleńkiego ziarenka przez lata zdążyły wyrosnąć przecudne relacje. To piękne i niezmiernie dla mnie ważne.

Przyjaźń to dla mnie synonim najwyższego priorytetu. Zdarzało mi się w panice jechać do Przyjaciółki w środku nocy, kiedy nie odbierała telefonu. Zdarzało mi się brać urlop na żądanie w pracy, kiedy innej Przyjaciółce umierała Mama. Zdarzały się przez lata inne sytuacje. To proste – być zawsze, a szczególnie wówczas, kiedy Przyjaciel jest w potrzebie.

To dosłownie tak jak z muzyką, która jest, niezależnie od tego, czy jej potrzebujemy, czy nie. A mnie stać przy tym, żeby zawsze podać rękaw koszuli, żeby Przyjaciel mógł wytrzeć w nią nos. Tak jest dobrze.

W tym wszystkim, jakiś czas temu powiedziałem coś, co zwykle powtarzam w sytuacjach, w których ktoś (kogo nie dość dobrze znam) określa mnie mianem „Przyjaciela”: „przepraszam, ale to dla mnie wielkie słowa. Bardzo bym chciał, ale nasze relacje potrzebują czasu„.

O przyjaźni warto rozmawiać, żeby wciąż zdawać sobie sprawę z faktu, dlaczego jest ważna. W końcu przecież to zwłaszcza przyjaźń buduje historie, które chce się po latach wspominać. Tylko jak podziękować komuś, kto jest zupełnie niezależny i prawdopodobnie niczego nie potrzebuje, bo zdaje się wszystko mieć? W ub. sobotę pokazałem, jaki znalazłem na to sposób 😉 A do tego – już post factum – dodałem adresatowi na osobności: „zaadoptowałeś mnie jako przyjaciela, to teraz się męcz”.

Od wielu lat powtarzam, że jestem pieprzonym szczęściarzem, bo otaczają mnie ludzie, których szczerze lubię. Ba! Zwykle mam do nich słabość. Tym bardziej ciesze się, kiedy mogę przekazać im choć odrobinę optymizmu. Każdy sposób jest przecież dobry, żeby powiedzieć: „dziękuję”. I bynajmniej nie dlatego, że wypada taką kurtuazję wygłosić.

Szczerze cieszę się, że odwiedziłem Poznań. Cieszę się, że jestem tu i teraz. C’est la vie 😉