Mija kolejny rok zawodowy. Kończę go z ulgą, bo Tesco nie było najtrafniejszym wyborem. Owszem, udoskonaliło moją percepcję logistyczną, wiele dowiedziałem się o funkcjonowaniu hipermarketów, albo sklepów w ogóle, ale jakoś od wczoraj oddycham z ulgą.
Kiedy po drugim zwolnieniu lekarskim chciałem wrócić do pracy, Przyjaciele ostrzegali mnie: „przestań, dadzą ci wypowiedzenie! Ciągnij zwolnienie do końca”. Nie chciałem, bo choć potrafię, nie lubię bezproduktywnie siedzieć na dupie. Przez pryzmat feedback’u z okresu choroby, założyłem jednak, że powinienem zacząć szukać dla siebie innego miejsca. Nie chciałem po prostu rzucić z dnia na dzień papierami, założyłem, że nie przedłużę umowy – po prostu. Uznałem i nadal tak sądzę, że moja Szefowa – nota bene równa Babka – nie zasłużyła na gówniarskie potraktowanie. I z tego się cieszę.
Tak jak się domyślałem, po powrocie odkryłem, że wszystko się pozmieniało. Poziom absurdu w zespole sięgnął sufitu, koleżanki niemalże pozjadały wszystkie rozumy. Gadały jedna na drugą i jedna przez drugą. Odkryłem wówczas, że to już inny świat, do którego nie należę, że cierpliwość (której mam całe mnóstwo), dobre chęci i zwykła, ludzka życzliwość nie wystarczą, i że od teraz czas przestać przedkładać dobro zespołu nad swoje samopoczucie. Nikt mnie w końcu nie pytał, jak się mam, czy czegoś mi nie potrzeba, czy w czymś mi pomóc. Pytano mnie za to, czy moje zwolnienie lekarskie nie było przypadkiem ściemą :>
Dla najbliższych pozostawię pokłosie wypadku rowerowego – widok mnie wbijającego z bólu paznokcie w biurko, albo gryzącego z bólu poduszkę. Jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, to ja niczego nie będę tłumaczył, a już tym bardziej relacjonował takich momentów w portalach społecznościowych. Moje życie to nie reality show i ujawniam z niego tylko to, co uważam za stosowne. Pisałem już zresztą wielokrotnie, że staram się żyć własnym życiem, a życie innych (nie dotyczy to oczywiście Przyjaciół) do niczego nie jest mi potrzebne i interesuje mnie średnio.
Niczego nie żałuję. Z uśmiechem mogę powiedzieć, że grałem fair. Pracowałem zgodnie z grafikiem i procedurami, a teraz nocne zmiany i hipokryzja, której się brzydzę, przestają mnie dotyczyć. Komu miałem powiedzieć 'sorry’, powiedziałem. Nie zawsze w końcu daje się pracować bez wpadki, zwłaszcza że „ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi” 😉
Teraz rodzi się nowe, gdzie znowu mogę wybrać kierunek, w którym chcę iść. Praca to kwestia wyboru i nie zabawa. Szanuje się taką, jaką się ma, jednak nie za wszelką cenę. Praca jest pewnego rodzaju przywilejem, powinna być niejako radością i satysfakcją. Tylko wówczas daje się z siebie absolutne 100%. Tego sobie życzę przy następnych, świadomych wyborach zawodowych.