Image jest wszystkim?

Jeśli istnieje kategoria najbrzydszych dzieci na świecie, to ja do tej kategorii należałem. Nie da się polemizować, ani dopowiadać nieistniejących historii. Nie wiem czym lekarze wyciągali mnie z łona Matki, ale to chyba musiały być jakieś kleszcze, bo wyrosła mi bardzo duża głowa, nieproporcjonalna i sprawiająca dużo kłopotów. Powiedzmy, że jest tak duża, że robiąc z kimś selfie, zawsze muszę się odsuwać od obiektywu, bo wszystko inne przestaje się mieścić w kadrze :] Matka mówi, że jako rodzic poniosła kompletną porażkę. Nie dziwię się, że tak mówi. Gdybym miał dziecko z takim łbem, chyba bym się pociął…

Pomyślałem kiedyś, że ponieważ nie da się zmniejszyć objętości łba, to trzeba to przyjąć „as is”, bo widocznie czemuś to ma służyć. Fakt, dopowiedziałem sobie, że pewnie głowa jest taka duża, bo mi się mózg w niej rozrósł, a skoro tak, to trzeba z niego robić użytek, a nie narzekać na psią rzeczywistość. Staram się tego trzymać. W końcu przecież jest to bardzo wygodne stwierdzenie, mogące być wytłumaczeniem większości wrodzonych i nabytych defektów w obrębie twarzoczaszki 😀

Każdy ma jakiś wygląd i predyspozycje. Jedni są z natury wyjątkowo przystojni, drudzy wyglądem nie powalają. Cóż, życie…

Sam mam „nienachalny” typ urody, raczej taki koński jakoś, ale naprawdę da się z tym żyć, a co więcej… jak się człowiek zrobi, to aż tak tragicznie nie jest. Nie chodzi mi przy tym o botoksy, kwasy i inne takie, ale o zwykłe zabiegi – dobrego fryzjera, barbera, dobrą gatunkowo (ale w moim przypadku nawet nie markową) odzież, itd. Jeszcze nie oszalałem, żeby dla czyjegoś lepszego samopoczucia tracić kasę i czas na poprawianie natury, ale jeśli ktoś chce i do czegoś takie zabiegi są mu potrzebne – to ja wzruszam ramionami. Nie obchodzi mnie to.

Po pracy dla Majki Sablewskiej w szołbizie, po wielu latach spędzonych na poznawaniu mediów, cyfrowego świata, dotarło do mnie, że nie muszę być wszędzie, a bywanie na salonach to dla mnie temat dość kłopotliwy w realizacji. Nie chce mi się biegać po sklepach, bo „coś trzeba na siebie założyć”, albo dlatego żeby ktoś nie powiedział, że „bida na solony przyszła”. Staram się być jak najdalej od takich sytuacji, choć oczywiście są wyjątki od reguły. Nieliczne, ale zawsze jakieś. Zwykle bardzo się na nie cieszę.

Mogę oczywiście przybierać pozy, czy tworzyć pozory. Nie wiem jednak w jakim celu, bo nie odczuwam potrzeby noszenia mnie na rękach, czy głaskania po głowie. Nie lubię być podporządkowany konieczności lansu.

W życiu zdecydowanie bardziej interesują mnie gesty wsparcia w trudnych momentach (każdy takie ma). Na przykład, po wyleczeniu ręki, nie mogąc znaleźć pracy w doświadczeniu zapieprzałem na zmywaku. Finalnie nie wypłacono mi kasy za przepracowany czas, więc przestałem wykonywać swoje zajęcia. Taka trochę rozpacz na zasadzie „ja pie*** znowu bezrobocie”, ale wówczas wyciągnięto do mnie rękę i zaproponowano zajęcia z których wykonywania jestem dumny, z którymi jest mi po drodze. Zaakceptowano mnie takiego, jakim jestem. Bardzo jestem za to wdzięczny i ten dług wdzięczności staram się konsekwentnie spłacać.

To nie sztuka włożyć na siebie pięć, czy dziesięć tysięcy złotych, wstawić implanty zębów za dziesięć razy tyle. Sztuką jest wiedzieć po co się to robi.

Dla zaspokojenia własnej próżności (każdy jest w jakimś stopniu próżny, ja również bywam) naprawdę nie warto. Zauważyliście, że po wielokroć za powierzchownym blaskiem nic się nie kryje? Że spada nam szczęka na czyjś widok, ale czar pryska wraz z pierwszym wypowiedzianym przez obiekt zainteresowania słowem?

Oczywiście nie jest tak, że swój wygląd mam w głębokim poszanowaniu, że nie zależy mi na tym, żeby dobrze wyglądać. Bywało, że wyglądałem jak kupa gówna (z przewagą kupy), a nawet znalazłem zdjęcie, na którym wyglądam jak młodociany pedofil czający się pod chrzcielnicą na niewinne dziewczynki. Zgroza! Na szczęście fizycznie zmieniam się z czasem jak każdy człowiek i zdaje się, że życie mi służy. Mentalnie utwierdzam się przy tym w przekonaniu, że nie wszystko warte jest walki za wszelką cenę.

Dzisiaj mam 40 lat i stwierdzam, że we wszystkich aspektach życia przebyłem długą drogę. Najróżniejsze zdarzenia wpadały na mnie same, najróżniejsze wykonywane prace budowały doświadczenie i uczyły przy okazji wielu rzeczy. Bardzo to doceniam, bo gdyby nie historia, być może nie udałoby mi się dotrzeć do miejsca, w którym czuję się w końcu jak element pasujący do układanki. Niezależnie od wyglądu, czy image’u wesołka, czy największego nudziarza ever, jakie w różnych miejscach same stworzyły się z biegiem czasu.