Ta historia z założenia miała być i jest durna, pełna stereotypów, kuriozalnych skojarzeń i wydarzeń. Jedyne, co jest w niej mądrego to przesłanie, że… walka o szczęście nie ma sensu, bo ono czeka za przysłowiowym rogiem i zawsze znajduje się przez przypadek.
Spala, kiedy uslyszala, jak ktoś buszuje po kuchni. Siadla na łóżku myśląc, że wszystko nadal mi się śni. To niestety nie był sen. W domu pani Dżumalii był obcy!
/noc, w tle słychać odgłos tłuczonego szkła i chrapanie Dżumalii/
– Pani…
/chrapanie/
– Pani…
/chrapanie, znowu coś spadło/
– Zgiń, przepadnij silo nieczysta, miej mnie pani w swojej opiece, Aniele Stróżu, niech mnie nie dopadnie…
/chóralny okrzyk ze strachu/
– Pani? A pani jest tam, a nie tu?
– No jestem tu! Co ty opowiadasz?
– Ale jak?
– Cicho… obudziłaś mnie! Co się dzieje?
– Pani, on ta jest!
– Kto jest? /z przestrachem/
– Duch!
– Przestań! Ja nie wierzę w duchy!
– Tam, na Ukrainu, mówią, że jak jest ciemno, to duchy chodzą i na… nawiedzają rozpustne domy!
– Nie strasz mnie! Gdzie ty jesteś? Nie widzę cię…
– Tu jestem, pani…
– Chwyć mnie za rękę. Boże, co ty masz? Co to jest?!
– Nie wiem, pani. Wzięla pierwsze, co było pod ręką…
– Boszeee! To… to jest…
/chóralny okrzyk ze strachu/
– Cicho pani! Skąd miala wiedzieć, że to wibrator? Przecie ja nawet chłopaka nie mialam… Od urodzenia tylko sprząta, gotuje i piorę…
– Nie miałaś chłopaka?!
– Nie.
– Nigdy?
– Nie.
– O matko, to my musimy coś z tym zrobić!
– Pani, ja się boju…
– Cicho… Idź w stronę światła… To… to… to znaczy w stronę ciszy… dźwięku znaczy…
/Svieta/
Doszliśmy do kuchni. Ciemno było jak u mojego wujka Saszki, kiedy włączyli mu prąd za niezapłacone rachunki…
/Dżumalia szepcze/
– Na „trzy” – zapalamy światło. Raaaaaz…
– Pani…
– Cichoooo… Dwaaaaaa…
– O matko! /z paniką w głosie/
– Trzy!
/zapala się światło, oświetla kuchnię. Na kuchennej posadzce, koło wyspy, w rozkroku siedzi Dżolanta. Dookoła nieco porozbijanego szkła. Dżolanta sprawia wrażenie kompletnie pijanej. Porwane rajstopy, potargane włosy, na stopach tylko jeden but. Głowa zwisa w bezładzie.
/chóralny okrzyk ze strachu/
– Czego się drzecie?! Co za wariatki! Rajstopy sobie przez was podarłam… Ciemno tu jak w czarnej dupie… /Dżolanta lekko sepleni przez stomatologiczny sączek w ustach/
– O Boże! Co ci się stało?!
– Nic mi się nie stało! U dentysty byłam. Promocja była… Dwa wyrwałam, trzeci gratis… Skorzystałam…
– A co tu robisz? /płaczliwie/
– Jak to jestem? W domu jestem. To znaczy, wiesz.. przez te środki chyba to domy pomyliłam widzę… O Boże… Co on mi wstrzyknął?!
/Dżumalia zauważa absurd sytuacji, mówi zniecierpliwiona/
– Wiecie co, wy jesteście porypane! Budzicie uważanych w środowisku ludzi w środku nocy! Idę spać! Dobranoc się z państwem!
– Dobranoc? Svietka, a co ty taka przestraszona?
– Ale… pani…
/Dżumalia, zaaferowanym, rozżalonym głosem/
Do samego rana słyszałam ich rozmowy. Urządziły sobie piknik na podłodze w salonie. Nie ma co – przyjaciółki od siedmiu boleści!