Bo… on mnie obgaduje!

Nie mogę uwierzyć, z jakąż to łatwością zmienia się realia na takie, w których wszyscy są wszystkowiedzący i próbują decydować kto i co ma myśleć, jak się zachowywać. A chała! Nie jest i nie może być tak, że ludzie będą żyć i zachowywać się według jednego, jedynie słusznego schematu, który ktoś wymyślił.

Strasznie mi się kłóci podstawowa funkcyjność integracji społecznej z realiami. Powiedziałbym, że środowisko przerabiało to już miliardy razy. Zawsze, w każdym projekcie znajdowała się jedynie słuszna grupa, która wiedziała najlepiej, robiła najlepiej, a finalnie i tak wychodziło jak zawsze: następowała implozja, potworny chaos, inicjatywa się rozpadała i trzeba było zaczynać ją od początku, albo pogrzebać.

Kiedy nadużywa się pozycji i używa przy tym usprawiedliwień na poziomie przedszkola, wielkie słowa „wolność”, „równość”, „społeczność”, „jednoczenie” tracą swoje znaczenie i zamieniają się w pustosłowia. To nieetyczne, żeby nie powiedzieć, że to hipokryzja nawet. Wstrętne działania, a ich logika dość pokrętna.

Marzy mi się taka podstawowa, ludzka przyzwoitość działań – taka, jakiej niczego nie będzie można zarzucić. Taka, o jakiej mówił i pisał prof. Bartoszewski. To daje się pewnie praktykować, ale… przy naszych lokalnych wadach i skazach historycznych, prawdziwej równości, tolerancji, szacunku, nie da się zaszczepić tu, na naszym gruncie. A jeśli nawet, to takie niemodne w dzisiejszych czasach wartości będzie zaszczepić niezwykle trudno.

Problemy z integracją to nic nowego. Choćby środowisko LGBTIQ zdążyło już wypaczyć znaczenie społeczności na wszelkie możliwe sposoby. Cudze interesy przy tym przedkładane są zazwyczaj nad założoną wcześniej społecznościową integrację. To smutne, że zawsze, w każdej sytuacji znajduje się ktoś, kto uważa, że wie wszystko. Ktoś, kto uważa, że wie, co jest najlepsze dla innych. Tacy ludzie to nieszczęście. Widać to szczególnie w polskiej polityce.

– Prof. Bogdan Wojciszke uważa, że władza to asymetryczna kontrola nad cenionymi zasobami w relacjach społecznych. – pisze Klaudia Konieczna na Stronie Tytułowej. -Władza aktywizuje nasilenie tendencji ekspansywnych, przez co ludzie mający władzę doświadczają przyjemnych emocji i to czyni ich życie przyjemniejszym. Dlatego ludzie tak pragną władzy, od poczucia stabilności i wysokiej pozycji w hierarchii robi im się przyjemniej.

Ludzie u władzy przestają się pilnować i łamią normy, czyli zachowują się, jakby im więcej było wolno. A logika władzy jest taka, że trzeba ją maksymalizować.

Wojciszke twierdzi, że nie jest tak, że z ludzi u władzy wychodzą złe cechy. Uważa on, że uzewnętrznia się jedynie to, co w człowieku siedzi. Zły człowiek pozwoli, by jego przywary się wyolbrzymiły i będzie je wykorzystywał ze swojej pozycji pełnej władzy. Z dobrego człowieka nie zaczną nagle wychodzić demony, a po prostu taki człowiek będzie miał większą władzę w czynieniu dobra. Choć należy uważać, bo gdy zdobywa się władzę, do głowy uderza dopamina i czasami można się zapomnieć.

Praca z ludźmi, dla ludzi, a także wszelkie aktywności, gdzie w grę wchodzą ludzkie emocje, czasem nawet godność – to nie jest zabawa, a wszelkie sytuacje, w których pokazuje się swoją wyższość, siłą rzeczy o jednoczeniu nie świadczą. Na takich działaniach i założeniach niczego trwałego się nie buduje. Historia udowodniła to nie raz.

A ja sam. Cóż… mam ogromną potrzebę sięgania do genezy równości i sprawiedliwości społecznej. Ludzie uważają mnie zwykle za emocjonalnego terrorystę, podczas gdy żądam tylko szacunku i równego traktowania. Nie tylko dla siebie, bo i dla innych, słabszych – tych, którzy dostają kopa w twarz. To się nie zmieni, nawet gdybym miał ponosić przykre konsekwencje. Czy ktoś będzie mnie lubił, czy nienawidził, to i nie ma żadnego znaczenia. Czas zweryfikuje każdą z podjętych decyzji.