Tryliardy razy słyszałem, że księżniczki showbusinessu pachną naturą, są cudami świata i takie tam. Przekładając to na ludzki język – nie puszczają bąków, nie robią siku i kupy. Zdają się żywić powietrzem, albo energią z piramidy, nie mają więc systemu trawienia, wydalają tylko dwutlenek węgla i wodę jak glony. Ciekawa koncepcja, nie? A chała! Nie ma lekko!
Choć księżniczką się nie czuję, chwilę dla siebie „tamże”, traktuję z pietyzmem. Dlatego, że jak Martin Luter (obmyślający na toalecie plan naprawy świata), mogę pomyśleć w spokoju o różnych rzeczach. Z takim też zamiarem usiadłem dzisiaj na sedes, zrobiłem to i owo, chwyciłem za końcówkę papieru toaletowego, a tam:
Zaśmiałem się. Jestem MIŚtrzem, bo dotarłem do mety? Gdzieżby! Mistrzem to jest ten, kto wymyślił papier toaletowy w misie, Szacun! Nawet nie zauważyłem, że od tygodnia wycieram pupę pluszakiem. Zupełnie kuriozalne cudo. Nie do pomyślenia. Moja kreatywność aż tak wielka nie jest. Historie toaletowe przy tym są niezwykle anegdotyczne. Przykład? Ależ proszę.
Mój serdeczny Przyjaciel poszedł kiedyś do ubikacji w pracy. Zrobił co miał zrobić, sięga ręką do dystrybutora papieru… Pusto!
– I co zrobiłeś?! – pytam z wytrzeszczonymi z ciekawości oczami.
– Noooo, wziąłem gacie w rękę, wyjrzałem z kabiny i sru do drugiej!
– I co? I co? – dopytuję.
– Wkładam rękę do dystrybutora i…
– I…?
– Empty!
– Kurde, ale siara! I co było dalej?!
– Wyciągnąłem z portfela dychę i poświęciłem.
– Dychę?! Ja już słyszałem, że miliarderzy podpalają cygara studolarówkami, ale żeby ktoś dupsko dychą wycierał, to nowość… – stwierdzam z przekąsem.
– Taaa? A ty co byś zrobił cwaniaczku?
– Hmmmm… zdjąłbym gacie, podtarł, wyrzucił gacie do kosza, a później za tę dychę kupił bym nowe!
Tak było! Nie zbadane są wyroki toaletowe. Nawet kiedyś, kiedy byłem zwiedzać zamek w Malborku, to dowiedziałem się, że władcy wieki temu podcierali się liśćmi kapusty. Nie dziwi to, bo za dzieciaka, kiedy w Polsce było goło i wesoło, zdarzało się podcierać liśćmi łopianu, albo czymkolwiek innym. Co i tak nie zmienia faktu, że na własne oczy widziałem te osobliwe toalety z wiekiem jak na beczkę z kiszoną kapustą! Zawsze świeża kapusta do podtarcia przy tym, leżała sobie na drewnianej półce zawieszonej na ścianie powyżej. Luksus, hee hee.
Dziura podobna do tej, jaka była w wychodku na podwórzu w miejscu mojego zamieszkania za dzieciaka. Na podwórzu stała sobie budka wybudowana z białej cegły piaskowej, w środku wykopana była dziura, a na górze położona była ogromna opona od traktora. Siadało się na tę oponę, później podcierało Dziennikiem Bałtyckim, czy Głosem Wybrzeża. Też dało się żyć. Tylko, że kiedyś budka się zawaliła i przyłożyłem do tego swoje małe, niewinne, dziecięce rączki.
Któregoś razu, po południu, matka poczuła się zmęczona. Oznajmiła, że idzie się zdrzemnąć, a ja mam się grzecznie bawić na podwórzu. Obiecałem, że tak będzie. Wyciągnąłem ze strychu jakieś stare szmaty, worki, zaciągnąłem to wszystko na podwórze i zacząłem zabawę w… pokaz mody. Napchałem szmat w worki, poubierałem, że wyglądały lepiej niż goście zaproszeni na chrzciny. Chodziłem wokół tych worków, wyobrażałem sobie, że wszędzie są widzowie, a ja sam jestem wziętym projektantem mody. W którymś momencie, kiedy mówiłem akurat „drodzy państwo, przed państwem nowa kolekcja”, oparłem się ręką o mur wychodka, ten zaskrzypiał, po czym z hukiem się zawalił. W tumanach kurzu, ze strachu ukryłem się za domem.
Dzisiaj śmieję się trochę na samo wspomnienie matki, która wybiegła z domu obudzona hałasem. Pewna była, że kibel mnie pochłonął, że moje chude ciało znajduje się gdzieś w tym dole, zasypanym teraz cegłami. Mogło tak być, nie? Po wsi krążyłyby legendy, jak biedne dziecko straciło życie w wychodku. trochę creepy, ale zabawne. Ciekawe, co by mi wyryli na nagrobku…
Jakby się zastanowić, każdy może opowiedzieć choćby jedną anegdotę na temat jakiegoś toaletowego zdarzenia. Najgłupsze historie zdarzają się w WC. Prawda?